W kontekście rozmaitych „sondaży”, które pojawiają się, jako „niezbity” argument, że 150 procent Rosjan popiera Putina i jego politykę, polecam słowa rosyjskiego socjologa Grigorija Judina w rozmowie z Wiktorią Bieliaszyn w Wyborczej:
„Każdy człowiek, który na pytanie ankietera: „Czy popiera pan/pani specjalną operację wojenną?”, odpowie negatywnie, naraża się na poważne reperkusje. Ludzie są tego świadomi. Mimo wszystko wielu jest gotowych zaryzykować, ale wszyscy zdają sobie sprawę, że szczera odpowiedź oznacza rzucenie władzy rękawicy. Duża grupa obywateli, tych bardziej śmiałych, odmawia więc odpowiedzi na pytania. Trzeba wiedzieć, że w sondażach udział bierze raptem ok. 15 proc. ankietowanych!
Z jakiegoś powodu jednak zagranica powołuje się na te sondaże, choć nie mają one żadnego sensu i mierzą jedynie poziom lęku Rosjan, a nie poparcia władz”.
To pokrywa się zresztą z tym, co mówią opozycyjni youtuberzy rosyjscy. Niektórzy (jeszcze?) w Rosji, inni już z emigracji mówią, że opowiadanie, że Putin ma gigantyczne poparcie i w zasadzie Rosjanie popierają całkowicie „specoperację” w Ukrainie to jest… powtarzanie propagandy Putina. O to dokładnie chodzi jego „technikom”, żeby zarówno w kraju, jak i za granicą wywołać wrażenie totalnej jedności wodza i ludu. To działa jako dodatkowy czynnik obezwładniający resztki poczucia sprawczości, jakie tam się jeszcze mogą tlić.
Zamiast wbijać klin pomiędzy coraz bardziej dryfującego w kosmos Putina i jego elitę oraz społeczeństwo, gra się tutaj rolę pomagiera putinowskiej propagandy, której zależy, żeby zarówno w kraju, jak i w zachodniej przestrzeni informacyjnej Rosjanie słyszeli to samo. A więc jeśli zarówno władza, jak i Zachód twierdzą, że nie ma sensu nawet walczyć, to Rosjanie robią jedyne, co wydaje się być rozsądne. Emigrują albo za granicę (setki tysięcy wyjechały), albo idą na emigrację wewnętrzną. Tak czy owak to nie pomaga odsunąć Putina i jego kliki od władzy przez opozycję, więc co innego w takim razie zostaje? Podbój Rosji? To jest szkodliwa fantazja.
Ta atomizacja jest obecna w całej Europie Wschodniej, także w Polsce ją obserwujemy. Bardzo ciężko zmobilizować ludzi na dłużej, do długofalowych działań i zawsze zostaje ta sama garstka ludzi, którzy jeszcze mają nadzieję. A w Rosji jest o to dziesięć razy trudniej i dwadzieścia razy bardziej niebezpiecznie. Jako osoba, która od wielu wielu lat zajmuje się aktywizmem i aktywizacją doskonale sobie zdaję sprawę, jak irytujący bywają fotelowi stratedzy, którzy oczywiście sami wszystko by lepiej zorganizowali i gdyby oni żyli w Rosji to już dawno Putina by nie było.
Warto jednak brać pod uwagę to, co mówią lokalni aktywiści, z których część odsiedziała swoje, albo siedzi, albo uciekła, bo by poszła siedzieć.
Xavier Woliński