Jeśli ktoś moje poprzednie teksty uznał za przesadnie optymistyczne, to zapewniam, że nie taka była intencja. Sytuacja na froncie ukraińskim jest nadal ciężka, a wojna to tak niepewna sprawa, że ciężko cokolwiek wyrokować.
Mój „optymizm” był względny, tzn. w stosunku do tego, co zapowiadali rozmaici spece i politycy przed rozpoczęciem inwazji. Kijów miał już być zdobyty i ewentualnie miała toczyć się walka partyzancka oraz opór na zachodzie. Ambasador Ukrainy w Niemczech miał usłyszeć od tamtejszych ministrów, że „Ukraińcy mogą mieć tylko kilka godzin” na obronę, więc nie ma sensu im słać pomoc. Takie było nastawienie większości polityków, nie tylko niemieckich.
Zaskoczenie jakie wywołał zaciekły opór, jaki stawili spowodował zmianę sytuacji. To stąd te rosnące sankcje, to stąd zwiększona pomoc.
Stąd to może brzmieć „optymistycznie”. Dla mnie najbardziej optymistyczne byłoby, jakby do tej rzezi nie doszło nigdy, albo gdyby miała się zakończyć natychmiast, a armia Rosji wycofała się.
Nic mnie tu nie cieszy. Nie mam żadnej radości, że ludzie tam bez sensu umierają po obu stronach. Rosyjscy żołnierze też. Odizolowani od informacji w koszarach, naładowani propagandą putinowską, dopiero spotykając zwykłych ludzi na Ukrainie dowiadują się, że jednak coś tu jest inaczej. Wielu z nich to też ofiary Putina i jego kliki. Wyobrażacie sobie bardziej bezsensowną śmierć niż tą w imieniu jakichś wizji Putina?
Takich rozmów odbywa się zapewne więcej. I mam nadzieję, że to będzie też jakiś wpływ miało na sytuację.
Generalnie teraz szykują się na ten osławiony „drugi rzut”. Ściągają rezerwy, próbują zmusić Łukaszenkę, żeby posłał swoją armię też. Z drugiej strony w Rosji już ustawiają się ludzie w kolejkach do bankomatów, a prawdopodobnie od jutra zacznie się run na banki i w efekcie załamanie całego systemu bankowego. I znowu ludzie będą musieli zapłacić za urojenia starszego pana.
Jak to się rozwinie, nie wiem. Ale nic mnie tu nie cieszy. Słowo optymizm też w ogóle tutaj nie pasuje w żadnym wypadku.
Xavier Woliński