Ponoć biznes sam się doskonale rozwija i nie potrzebuje żadnej ingerencji państwa. Tymczasem w branżę, która wydawałoby się dobrze sobie radzi, czyli produkcję gier, ze środków publicznych pompowane są setki milionów złotych. To jak to jest?
W Wyborczej czytam ciekawy artykuł Mateusza Witczaka o programie GameINN Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, który ma na celu „zwiększenie konkurencyjności polskiego sektora producentów gier wideo na rynku globalnym w perspektywie do 2023 roku”.
Z tekstu wynika, że za programem lobbowali giganci branży, m.in. CD Projekt (ten od Wiedźmina), którzy potem dostali dziesiątki milionów dotacji. Jak to jest z tym „wolnym rynkiem”? Nam mówią, że biznesy tylko tracą przez podatki i są systematycznie niszczone przez państwo, a tutaj takie rzeczy?
Zresztą mali też domagają się kasy i jedyne co ich uwiera, że dostali albo nieodpowiedni, albo duże firmy. Faktycznie, niektóre opisywane sytuacje są kuriozalne, jak np. firma, która zajmowała się hotelarstwem, ale nagle zachciało jej się robić w gamedevie więc dostała grube miliony z tego programu. Do tej pory żadne „narzędzie edukacyjne w postaci aplikacji mobilnej i platformy webowej wykorzystujące zastosowanie modelu grywalizacji, rozwiązania machine learningowe oraz data science” nie powstało, a i z firmą trudno się skontaktować.
Pod pewnymi wszakże warunkami. Np. ścisła kontrola nad warunkami pracy, udział w ewentualnych zyskach, tak żeby fundusz sam się finansował, itd. Środki publiczne obojętne, czy Unijne, czy krajowe, to są nasze środki i powinniśmy coś z tego mieć, a nie tylko satysfakcję, że polska firma zarobiła pierdylard dolarów i została zauważona przez gigantów branży, a następnie wykupiona przez chiński Tencent.
A jak kiedyś wam jakiś libek czy inny konfederata powie, że „skandal, bo 500 plus”, to go zapytaj czy tak samo japę rozdarł w sprawie gigantycznych dotacji, jakie otrzymuje, czasem bez sprawdzenia efektów, biznes. Gdzie oni są, kiedy trzeba się w internecie awanturować, bo publiczna kasa jest przepuszczana na nie wiadomo co? Nigdy ich nie ma.
Ale spróbuj, coś powiedzieć, że każdemu należy się dach nad głową, to cię zjedzą. Wiadomo, jak wydamy na budowę mieszkań komunalnych, to nie starczy dla bananowych dzieciaków na dotację w celu „założenia firmy”, bo mamusia czy tatuś prowadzą firmę specjalizującą się w wyciąganiu „środków unijnych”.
Xavier Woliński