Było, nie minęło

Jak dokonać kalibracji na fanpage? Skrytykować Balcerowicza. Jeden z zarzutów: „a ty to byś lepiej zrobił, z perspektywy czasu to łatwo krytykować”.

Może przypomnę, że mój nurt polityczny krytykował „przemiany rynkowe” od samego początku. Nawet jeszcze za czasów rynkowych „reform Wilczka” ewidentnym się stało, że PZPR dąży do wprowadzenia kapitalizmu i zgodnie z przewidywaniami mojego nurtu, skończy się to uwłaszczeniem się wyższej biurokracji partyjno-państwowej na majątku wspólnym. Przejściem środków produkcji spod kontroli de facto pod kontrolę de iure tej warstwy i przekształcenia ich w nowych kapitalistów. Plan Sachsa (zwany planem Balcerowicza od nazwiska jego dość nienachalnego intelektualnie bezwolnego wykonawcy), był tylko rozwinięciem tego procesu i dorzuceniem interesów USA do kociołka oraz dokooptowaniem resztek góry tzw. Solidarności, żeby ten proces uwłaszczenia zyskał akceptację „zachodnich demokracji”.

Stracili, co wielokrotnie już opisywano w książkach o transformacji czy to David Ost, czy Tittenbrun, oczywiście na tym ci, którzy rzekomo byli reprezentowani czy to przez „Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą”, czy „Solidarność”, czyli robotnicy, w tym robotnicy rolni z PGR. To były tzw. „koszty transformacji”, eufemistycznie to określając, ale faktycznie to były „koszty ludzkie”. Jest cała literatura na ten temat, nie ma sensu tego powtarzać. Wówczas to mój i nie tylko mój nurt krytykował, przedstawiane były rozmaite konkurencyjne projekty wówczas, na bieżąco. O niektóre próbowano walczyć na ulicach i na strajkach. Więc bzdurą jest twierdzenie, że krytykujemy „post factum”, skoro krytykowaliśmy od początku.

Powiadają, to już jest historia.

I owszem, możemy do niej jakby chcieli dyskutanci „nie wracać”, „było minęło”. Tyle że po pierwsze sami bez końca wracają do historii, czy to PRL, który jest punktem odniesienia nawet do rządów Kaczyńskiego, po drugie nie da się zrozumieć obecnej sytuacji bez wydarzeń z okresu transformacji, bo to one uformowały to co mamy obecnie w strukturze gospodarczej, a więc także to co objawia się w polityce. Kto jest panem a kto jest poddanym dzisiaj zostało spetryfikowane wówczas w prawie, obyczajach, polityce i gospodarce właśnie. Bardziej niż ulubione przez intelektualistów prawicowych historie o zaborach i PRL.

Można oczywiście zarzucać, że „teraz to każdy jest mądry, a sam by lepiej nie zrobił”. Raz, że i wówczas byliśmy „mądrzy”, a dwa można to samo zarzucić krytykom np. PRL, że łatwo krytykować, a ciekawe jakby im się udała powojenna odbudowa?

Krytykuję i PRL i III RP za rozmaite rzeczy i nie jestem hipokrytą, który mówi, że krytykować przeszłości nie wolno. Można i trzeba przypominać osoby i ruchy, które miały odmienne poglądy wówczas na rozmaite rozwiązania. Ale jeśli chcecie „przeszłość oddzielić grubą kreską”, to niech liberałowie i prawica zlikwiduje „działy historyczne” w swojej prasie w której dokonują nieustannej obróbki ideologicznej przeszłości.

Nam tego próbują odmawiać, bo nam odmawiają w ogóle prawa do istnienia. Spróbuj się odezwać z lewicowej perspektywy, to dostaniesz po gębie raz od narodowych konserwatystów, bo „precz z komuną”, a raz od liberałów bo… „precz z komuną”. I wszędzie tylko szczucie, że „zaraz tu rzezie jak za Pol Pota zrobią” i neoliby potrafią to mówić nawet do polityków centrolewicowej partii Razem. Histeryzują bez przerwy i do znudzenia. O Balcerowiczu i transformacji cicho-sza, ale w Wyborczej zaraz znowu przeczytamy po raz tysięczny o „marcu 1968”, bo dziadki z Wyborczej lubią sobie przypominać bez końca o tym jak jeszcze nie byli intelektualnymi zombiakami i o coś więcej im chodziło niż o obronę JP2 i interesów kleru. Jeśli ktoś tu żyje przeszłością to najmniej my.

Xavier Woliński