Wolnelewo dla początkujących

Ostatnio pojawiło się tutaj sporo nowych osób, które chciałbym powitać i jednocześnie krótko opowiedzieć, co to jest za projekt.

Opisując różnego rodzaju zdarzenia, starając się być uczciwym, świadomie przyjąłem pozycję, która bierze przede wszystkim pod uwagę osoby podlegające władzy, opresji, wyzyskowi, prześladowaniu. Dodatkowo staram się pokazywać, jak rozmaite walki społeczne łączą się z sobą.

W przeciwieństwie do większości pozostałych mediów, nie udaję, że moja pozycja jest „obiektywna”, „pozaideologiczna”, „z pozycji boskiego obserwatora”. Jeśli ktoś twierdzi, że jest „poza ideologią”, a reprezentuje tylko „zdrowy rozsądek”, to znaczy że siedzi w jakiejś ideolo głębiej nawet niż inni, bo jego własna pozycja ideologiczna jest całkowicie dla niego lub niej przezroczysta.

Tymczasem ja mówię wprost. W czasach, kiedy większość świata dziennikarskiego jest częścią czegoś, co nazywam „konglomeratami biznesowo-polityczno-medialnymi” i przyjmuje raczej optykę szeroko rozumianej władzy politycznej, ekonomicznej, religijnej, postanowiłem konsekwentnie przyjmować optykę „oddolną”, z pozycji opresjonowanych a nie opresorów. Nie ma dla mnie żadnej symetrii pomiędzy pałą policyjną a np. bitą na demonstracji kobietą.

Dodatkowo wielość konfliktów, które opisuję, próbuję jakoś wiązać z sobą nawzajem. Przykładowo, opisywany przeze mnie ostatnio problem mieszkaniowy łączy się z problemem aborcji (jeśli nie masz mieszkania, to nie masz warunków do posiadania dzieci), z problemem zapaści ochrony zdrowia (stres wywołany sytuacją mieszkaniową – przegęszczeniem, opłatami, kredytem – może powodować problemy natury psychosomatycznej, a tu pomoc uzyskać trudno), problemem wyzysku i konfliktów pracowniczych (nie stać kogoś na samodzielne mieszkanie, bo pracuje na słabo opłacanej śmieciówce albo np. szef zalega z wypłatą). Tu wszystko jakoś się ze wszystkim łączy. A nad wszystkim wisi jeszcze kryzys obecnego modelu gospodarowania i kryzys klimatyczny, który już teraz wpływa na wiele aspektów naszego zwykłego życia (np. wzrost cen żywności na świecie).

Dodatkowo znany jestem z raczej ironicznego stosunku do polityków i krytycznej pozycji do całej struktury politycznej. Nie jestem związany z żadną partią czy koterią, nie jestem fanbojem żadnego polityka i nikomu się nie kłaniam. Jestem wyłącznie „na usługach” zwyczajnych ludzi, a nie reklamodawców, polityków czy kapitału. No i ewentualnie patronek i patronów, którzy wpłacają swoje ciężko zarobione pieniądze na patronite, żeby ten projekt mógł dalej funkcjonować. Żaden poklask medialny mnie nie interesuje, nie chcę zostać gwiazdą, celowo ustawiłem to tak, że poznać mnie można wyłącznie na protestach, strajkach i konkretnej działalności, a nie z okienka telewizora czy monitora. Jestem antycelebrytą, kompletnie nie jestem zainteresowany w pompowaniu swojego wizerunku w medialnym cyrku. Za dobrze znam to wszystko od środka i za dobrze wiem, jak szybko ego takiej osoby może się powiększyć do rozmiarów przy których zasłania mu to świat.

Część osób czuje się tutaj od razu „jak w domu”, ale część przyzwyczajonych do typowej narracji medialnej przeżywa swego rodzaju „szok kulturowy”. Zdaję sobie sprawę, że taka perspektywa nie jest tak często spotykana w Polsce i że może to wywołać rozmaite dysonanse. Zwłaszcza w sytuacji silnej polaryzacji całej sceny polityczno-medialnej, ludzie, którzy „nie pasują” do tych walk plemiennych, często są atakowani z obu stron.

Dodatkowo dochodzą do tego rozmaite konflikty interesów i perspektyw, jakie pojawiają się przed osobami pochodzącymi z rozmaitych opisywanych przeze mnie grup. Mimo wszystko uparcie będę dążył do przełamania rozmaitych barier, stereotypów, które uniemożliwiają połączenie rozmaitych walk, co stanowiłoby dopiero realne zagrożenie dla status quo.

W przeciwieństwie do bardziej konserwatywnych ujęć moim celem jest budowa silnego społeczeństwa, a nie „silnego państwa”, „silnej partii”, etc. Dlatego promuję działalność oddolną, społeczną, konkretne zaangażowanie, bo polityka to zbyt poważna sprawa, żeby zostawić ją politykom. Społeczeństwo powinno dysponować gęstą siecią organizacji mniejszych czy większych, które kontrolowane bezpośrednio przez nich kontrują zakusy władzy. Bez nich jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę takiej czy innej grupy trzymającej władzę. A w Polsce jest z tym szczególnie źle, choć przecież lokalnie mieliśmy wspaniałe tradycje zaangażowania społecznego, spółdzielczości, organizacji pracowniczych, samopomocowych, itd.

Żeby nie być hipokrytą staram się robić w pewnym zakresie to, o czym piszę, więc jestem zaangażowany w rozmaite działania „w terenie” na ile pozwalają mi siły.

Typowy dziennikarz wpadnie na protest, zrobi „materiał” i leci dalej. Mnie tego rodzaju funkcjonowanie w mediach już od dawna nie interesuje. Ostatnio zmierzając na protest medyków, miałem przyjemność być niemal cały czas z nimi, w autobusie, potem na demonstracji, a potem siedząc godzinami w Białym Miasteczku rozmawiałem z wieloma osobami z ochrony zdrowia. Dzięki temu, jak sądzę, lepiej „wgryzam się w temat” i nieco bardziej autentycznie mogę wam daną kwestię opowiedzieć. To jest dla mnie pewien ideał, towarzyszyć ludziom w ich zmaganiach, a nie opisywać ich z góry niczym kopiec mrówek.

Tak to mniej więcej wygląda. Jeśli komuś taka forma odpowiada, to zapraszam, jeśli ktoś woli standardowe formy dominującego przekazu medialnego i typowej politycznej „nawalanki”, to cóż… Raczej jemu czy jej się tu nie spodoba. Tak bywa. Nie zależy mi na „milionie lajków na fanpage”.

Xavier Woliński