Co z podwyżkami dla budżetówki?

Początek rządów nowej koalicji i już widać, że od strony pracowniczej nie będzie tak różowo, jak zapowiadali.

Nauczycielskie związki zawodowe alarmują, że podwyżka płac nauczycieli nie będzie taka, jak zapowiadano. ZNP domaga się realizacji „zadeklarowanego przez demokratyczną opozycję w kampanii wyborczej co najmniej 30% wzrostu wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli, jednak nie mniej niż 1500 zł”.

Jak wynika z wyliczeń związku, obecnie proponowany przez rząd wzrost płac będzie wyglądał tak dla nauczycieli: początkujących – o 1 218 zł; mianowanych – o 1 167 zł; dyplomowanych – o 1 365 zł.

Nie wygląda to jak realizacja zobowiązania. Ktoś powie „niech cieszą się, że w ogóle coś dostają”, ale po pierwsze umowy, także ustne, się realizuje, po drugie źle rokuje to na przyszłość i widać, że w kwestiach pracowniczych mają zamiar kombinować.

W dodatku jest wiele innych grup zawodowych, które podwyżek nie otrzymają. Przykładowo rząd nie planuje podwyższenia płac dla pracowników socjalnych. I to mimo że Donald Tusk w kampanii wyborczej obiecywał ich sprawą się zająć i opowiadał, że pracownicy tego sektora „mają przeżyć, mają zarabiać godnie, bo jeśli mają świadczyć opiekę innym potrzebującym, to muszą mieć szansę uratowania swojej godności zawodowej”.

Zamiast realizacji tych zapowiedzi, trwa typowa w Polsce przepychanka, kto ma dać na to pieniądze: rząd czy samorząd? W sytuacji bardzo ograniczonych środków, jakimi dysponują samorządy, wciąż głodzone przez władzę centralną, sytuacja jest jasna: podwyżek nie będzie, albo będą marne.

Dlatego Polska Federacja Związkowa Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej odnosi się do tej sytuacji w oświadczeniu: „warto również podkreślić, że pracownicy pomocy społecznej, nie tylko realizują zadania powierzane im przez jednostki samorządu terytorialnego, ale także wypełniają szereg zadań ustawowych, będących wyrazem planów rządu lub większości parlamentarnej”.

Nie jest to więc tylko i wyłącznie problem samorządów, ale także władz centralnych. Jednak przepychanki będą trwały pewnie miesiącami, jeśli nie dłużej, a pracownicy będą bez podwyżek. I to w sytuacji, kiedy wielu z nich podążyło za „dobrymi radami z internetu” i zmieniło pracę.

W związku z tym brakuje pracowników socjalnych. Według raportu NIK z 2019 roku, „16 z 24 skontrolowanych ośrodków pomocy społecznej nie spełniało wymogu ustawy o pomocy społecznej zatrudnienia jednego pracownika socjalnego na 50 rodzin lub osób samotnie gospodarujących objętych pomocą socjalną. Niektórzy zamiast ustawowymi 50, musieli zajmować się ponad 150 beneficjentami”.

Osoby, które pracują w tym sektorze, nie zajmują się fanaberiami, tylko kwestiami często dotyczącymi życia i śmierci. Prędzej sobie poradzimy bez kolejnych ministrów niż bez nich. Tymczasem sytuacja jest dramatyczna, a politycy temat próbują zagadać.

Xavier Woliński