Jeśli nie wierzycie, że spora część tzw. opozycji robi wszystko, żeby PiS nie przegrał kolejnych wyborów, tu macie przykład:
– Ale wiecie o tym, że gdyby Balcerowicz był prezesem NBP zamiast Glapińskiego i gdyby w RPP zasiadały osoby o podobnych do niego poglądach, to nie mielibyśmy tak wysokiej inflacji? – opowiada Dominika Wielowieyska.
Tę politykę dobrze pamiętamy. To była polityka wysokiego bezrobocia i takiego kryzysu gospodarczego, że dopiero otwarcie bram Unii i masowa ucieczka siły roboczej oraz napływ środków unijnych (i uruchomienia z tego powodu rozmaitych „robót publicznych”) doprowadziły do zahamowania katastrofy.
Balcerowicz krytykuje od dłuższego czasu politykę niskich stóp procentowych i domaga się ich podwyższania. Jednocześnie lubi porównywać Polskę do innych krajów, uważnie dobierając kraje tak, żeby pasowały mu do koncepcji. Np. szuka w strefie Euro takiego kraju, który ma niską inflację i pokazuje go jako wzór, że on by robił to samo. Ostatnimi czasy lubi np. chwalić Francję. Dziwne że nagle zapomniał o swojej przez lata uwielbianej Estonii (we wrześniu była tam ponad 25 procentowa inflacja)…
Przy czym, to jest czysta sofistyka, bo zarówno Francja, jaki i Estonia znajdują się w strefie Euro, gdzie stopy procentowe przez lata utrzymywane były przez Europejski Bank Centralny w okolicach zera. Obecnie po „szokującej” podwyżce główna stopa wynosi 1,25 proc.
Co więc Balcerowicz by tu wyczarował, żeby być nie Estonią, ale Francją? Już ta różnica pokazuje, że przyczyny inflacji są nieco bardziej skomplikowane niż politycy udający „ekspertów” albo niekumaci libkowi dziennikarze głoszą.
Xavier Woliński