– Wyborcy lubią, jak im się obiecuje. Nawet jeśli wiadomo od początku, że tych obietnic się w pełni nie zrealizuje. To nie przeszkadza. Ludzie chcą mieć nadzieję i mają nadzieję – ogłosił w chwili szczerości Bronisław Komorowski w Radiu Zet.
Znakomicie opisuje to stan umysłów polityków. Coś tam się obieca, a potem się zobaczy. Przykładowo PO obecnie poza spektaklem „rozliczeń PiS”, albo nic nie robi, albo wykonuje ruchy, które nie mają sensu i tylko irytują ludzi (jak dajmy na to kontynuacja programów dopłat do deweloperów i banków).
Nic nie robi nawet w kwestiach, które powinny być liberałom bliskie, o ile mielibyśmy oczywiście do czynienia z liberałami, a nie zwykłymi libkami. Nie ma liberalizacji prawa aborcyjnego, nie ma zmiany polityki na granicy, nie ma nawet związków partnerskich.
Cały czas zasłaniają się tym, że Duda im zawetuje. Problem w tym, że wybory prezydenckie niedługo i wkrótce ten pretekst może się skończyć. I wówczas przyjdzie prawdziwa weryfikacja obecnej ekipy rządzącej. A będzie wyglądała tak, jak za poprzednich rządów PO-PSL, czyli wewnętrzna opozycja konserwatywna zablokuje wszelkie zmiany. I król okaże się nagi.
Tusk, jak każdy porządny prawicowiec, lubił zawsze rządzić poprzez snucie lęków i wywoływanie rozmaitych histerii. Teraz to oczywiście rzekomo czająca się już za rogiem wojna totalna z Rosją (na którą ta nie ma sił, bo utknęła w Ukrainie, ale kto by się tam niuansami zajmował), po drugie setki milionów migrantów, które mają rzekomo już, zaraz szturmować „świętą ziemię polską”. Dlatego trzeba wzmocnić płot, trzeba jeszcze bardziej stosować pushbacki i trzeba pod tym płotem prężyć wątłe mięśnie niczym wcześniej Błaszczak z Kamińskim.
Żadnej zmiany tutaj nie ma i nie będzie. Festung Europa się próbuje okopać i „uszczelnić”. Ale jeśli faktycznie ruszyłyby te setki milionów migrantów (zapewne klimatycznych, bo jakich innych?) na Północ, to żaden płot i żadna dywizja tej fali nie zatrzyma.
Dlatego należałoby zastanowić się, co zrobić, żeby ograniczyć katastrofę klimatyczną tak, żeby te potencjalne setki milionów nie ruszyły. Ale tutaj też żadnej refleksji i łączenia kropek nie widzę.
Tak więc nie mamy żadnych postępów w kwestiach „liberalnych”, a w socjalnych coraz dziwniejsze pomysły. Jak ten pewnej posłanki rzekomo „lewicowej”, która domagała się, żeby długi komornik mógł ściągać nawet z płacy minimalnej. Potem przyciśnięta do ściany tłumaczyła durnowato, że chodziło o „alimenciarzy”, choć wiadomo, że ich dotyczą inne przepisy, które już umożliwiają taką egzekucję długu.
W czasach, kiedy ludzie wpadają w pętlę zadłużenia z powodu czy to rosnących czynszów, czy rat kredytu, chorób i innych problemów życiowych taki pomysł to jest prosta droga do wylądowania na śmietniku historii.
Całkowita niemoc w kwestiach ważnych dla wielu osób z różnych powodów prowadzi do tego, że takie pomysły szeroko rezonują w społeczeństwie. I irytują potrójnie. Wszystko grzęźnie w niemocy i tylko słychać o rozmaitych „wizjach”, którymi niestety dzielą się z nami posłanki i posłowie.
A potem publicyści w libkowych tygodnikach będą latami się zastanawiać, dlaczego znowu przegrali wybory. Cytowany na początku tekstu Komorowski przykładowo do dzisiaj nie zrozumiał. A ponoć jego przegrana z Dudą (przypomnijmy, wówczas słabo znanym politykiem PiS) miała być absolutnie niemożliwa. Najtęższe umysły z tychże tygodników i dzienników tak prorokowały. Cóż, jakie umysły, takie proroctwa. Trudno ich „analizy” od tego czasu traktować poważnie.
Xavier Woliński