Czynszojady, złote dzieci klasy średniej

a woman looking at mountains Photo by Oleksandr Pidvalnyi on Pexels.com

Powstała teraz taka klasośredniowa subkultura wśród landlordów (nazywanych ostatnio uroczo czynszojadami), którzy za pieniądze zgarnięte od lokatorów i żyjący z renty z własności urządzają sobie wycieczki zagraniczne i tworzą „blogi podróżnicze”, dość sztampowe zresztą.

No, ok. Jeżdżą sobie i gadają, ograniczając się do jakichś banałów. Ale mniejsza z tym, nagrywać każdy może, czasem lepiej, czasem gorzej. Problem pojawia się jednak kiedy zaczynają opowiadać łzawe historie w mediach, jak to są gnębieni i „wyzyskiwani” przez lokatorów i jak słabo chroni właścicieli prawo. Media oczywiście to łykają, utożsamiając się raczej z tą grupą społeczną i piszą w zasadzie bez zbadania tematu.

Potem się okazuje, że nasi milusińscy nie rozumieją np. jak konstruuje się najem okazjonalny, albo że biznes najmu mieszkań to nie jest to samo handel pietruszką na straganie. I że nie ma tu miejsca na pięknoduchostwo, tylko trzeba rozumieć jakie są uwarunkowania i prawo. A prawo lokatorskie jest obecnie, po rozwodnieniu go rozmaitymi formami umów, bardzo przychylne względem rentierów. Tylko trzeba wiedzieć co się podpisuje. O ile się w ogóle podpisuje, bo są tacy, którzy wolą unikać „formalizmów”.

Ja tu w każdym razie nie będę doradzał im, jak się konstruuje takie umowy, żeby skutecznie i dość szybko usuwać lokatorów, bo ja nie jestem po tej stronie barykady. Uważam, że ostatnio prawo zrobiło się zbyt liberalne, a to dopiero początek, bo ta kampania medialna ma na celu dalsze ograniczanie praw człowieka do dachu nad głową.

Czasem, jak tego słucham, to faktycznie myślę, że części „złotych dzieci” z klasy średniej przydaliby się „doradcy życiowi”, którzy by ich za rączkę prowadzili w podstawowych kwestiach, bo nie ogarniają. Z drugiej jednak strony boję się, że zaczną ogarniać… Niemniej jednak, kiedy nie rozumieją, co się dzieje i że umowa najmuj ogranicza ich prawa formalnych właścicieli (i że sprawy konfliktowe rozpoznaje sąd, a nie firma zajmująca się „czyszczeniem lokali”), wpadają w furię i zaczyna wchodzić przemoc. Z czym niestety mieliśmy jako ruch lokatorski nie raz i nie dwa do czynienia. Wówczas nawet „praworządne” czytanie im ustaw nie pomaga, bo „ja mam prawo, bo jestem właścicielem, a własność jest święta, itd”.

Tak czy owak, efekt ma być jeden tej kampanii. Dalsze zdziczenie stosunków na rynku najmu, który jest odpowiednikiem kopalni diamentów z krajów kolonialnych. A tam gdzie są kopalnie diamentów, tam często pojawia się przemoc.

Dopóki nie zaczną masowo budować mieszkań komunalnych, będzie coraz gorzej. Ale z drugiej strony przecież wynajmującym rozbudowa budownictwa publicznego też nie jest na rękę, bo obniżyłaby stawkę czynszu i może nie starczyłoby na kolejną podróż? Lepiej więc narzekać, urządzać inscenizacje w mediach i podbijać sobie pozycję przetargową, żeby ostatecznie całkiem zlikwidować prawo lokatorskie, które ledwo trzyma się w szwach.

Xavier Woliński