„Demokratyczny” autorytaryzm

Foto: bernard george

Mówi się od lat w krajach tzw. Zachodu o „kryzysie demokracji”. A mianowicie, że obecny system stał się dysfunkcyjny, obywatele nie czują przełożenia własnego głosu na czyny polityków. Urzędy odklejają się od ludzi itd.

Moja podstawowa teza jest taka, że to w ogóle nie jest demokracja, a jedynie jej fasada i działa dokładnie tak jak zostało to zaprojektowane. Wytwarzane są liczne złudzenia dotyczące tego, że ludzie mają na coś realny wpływ, podczas gdy przeważający głos mają ci, którzy dysponują zasobami, wpływami i dominują ideologicznie.

Aby jednak ten fakt niedemokratyczności systemu zamazać, rozmaite partie nawzajem oskarżają się o spowodowanie kryzysu, choć wszystkie tak naprawdę za ten stan odpowiadają i podczas swoich rządów go pogłębiają. Kiedy to podnoszę, mylnie jestem przez wrogie sobie siły oceniany jako „symetrysta”. O ile nieszczególnie mnie ta łatka obchodzi, czy przeszkadza, to moim celem przede wszystkim jest wykazanie i uświadomienie nam wszystkim, że to jest przede wszystkim problem strukturalny wykraczający w dodatku poza Polskę, a w Polsce nie ograniczający się do władzy centralnej.

Przykładowo zaostrza się polityka względem pokojowych aktywistów, w tym zwłaszcza aktywistów i aktywistek klimatycznych. Taki oto tytuł artykułu w Wyborczej: „Policja bierze się za protesty klimatyczne. W grze są podsłuchy, śledzenie i prewencyjny areszt”. Czytelnicy gazety zapewne sądzą, że będzie on poświęcony głównie sytuacji w Polsce, tymczasem polityka zaostrzana jest najmocniej w krajach zachodnich.

Autorka Anita Dmitruczuk opisuje w skrótowej formie proces degradacji praw człowieka w zakresie prawa do pokojowego protestu. „W Niemczech aktywista środowiskowy może trafić prewencyjnie do aresztu. We Francji policja może użyć sił antyterrorystycznych, a we Włoszech przepisów antymafijnych. Polska w walce z protestującymi stała się za to mistrzynią SLAPP-ów (zasypywania pozwami mającego wywołać efekt mrożący).

Naciąganie przepisów po to, żeby stłumić oddolny sprzeciw istniało zawsze, ale w ostatnich latach mamy znaczne nasilenie tego zjawiska. Jak można stosować prawo antymafijne w stosunku do aktywistów? Jak widać można.

Tę degradację praktyk władzy zauważa cytowany w artykule Raj Chada, prawnik, który ma doświadczenie w kwestii obrony aktywistów w sądzie: „Kiedyś wszystko było bardzo jowialne, protesty trwały tygodniami. Teraz ta tolerancja całkowicie zniknęła. Jego klienci nie tylko coraz częściej zaczęli trafiać do sądów, ale też do więzienia, co zdaniem prawnika stoi w sprzeczności z wieloletnią, zachodnią tradycją niewięzienia protestujących”.

Tak więc mamy jeszcze wiele do nadrobienia względem ograniczenia swobód obywatelskich względem Zachodu. U nas trafić do więzienia za pokojowy protest wciąż nie jest łatwo. Co nie znaczy, że władza się nie uczy. Dokładnie obserwuje co się dzieje w innych krajach i próbuje testować krok po kroku u nas stare i nowe rozwiązania (jak podsłuchy Pegasusem).

Mamy też przykłady degeneracji procesów demokratycznych na szczeblu lokalnym. Nasi tzw. „demokraci” lubią pozować na tych, którzy rzekomo lepiej rozumieją wolność i demokrację oraz słuchają obywateli. Dlatego tworzą czasami fasady w rodzaju „konsultacji obywatelskich”, a nawet paneli obywatelskich oraz „budżetów obywatelskich” sprowadzonych do konkursu grantów. Wszystkie te piękne formy okraszone koniecznie nazwą „obywatelskich” są od początku wykoślawione względem założeń. Tak naprawdę prowadzą niejednokrotnie do ośmieszania procesów demokratycznych, a nie ich rozwoju.

Demokracja jednak kończy się tam, gdzie zaczyna się arogancja władzy. Teraz przykładowo aktywiści i aktywistki z Łodzi donoszą o zmieleniu tysięcy głosów przez lokalnych „demokratów”, którzy wyrzucili do kosza obywatelski projekt uchwały o utworzenie parku leśnego na Lublinku. Park okazał się być „polityczny” według radnych, a nie „obywatelski”. Oczywiście, że decyzje obywateli są „polityczne”, a jakie mają być? Decyzja, żeby gdzieś zrobić park, a nie, przykładowo, parking jest wyborem politycznym. Ale oni polityczność chcą zachować wyłącznie dla siebie.

Mylne jest przeświadczenie lansowane przez rozmaite partie, że kryzys demokracji jest związany z jakąś jedną, konkretną formacją. Tymczasem jest to proces rozciągnięty na całe lata i wykraczający poza kadencje urzędów, rządy tej czy innej partii, a także tego czy innego kraju. A przejawy autorytaryzmu są immanentną częścią tej formy rządów, jaką wytworzył obecny system gospodarczo-polityczny. Wszelkie roszczenia obywateli do faktycznej decyzyjności.

Wiele osób próbuje koncentrować swoje obawy dotyczące procesów autorytarnych w jednej, nielubianej przez siebie dowolnej formacji, gdy tymczasem atak na nasze swobody, na nasze ciężko wywalczone prawa realizowany jest z rozmaitych stron. Bez naszej bezpośredniej interwencji te prawa zostaną nam w końcu odebrane. A dyktatura wcale nie musi mieć koloru brunatnego. Może mieć kolor dowolny, także niebieski, biały i czerwony.

Xavier Woliński