Jak wiadomo w polityce chodzi głównie o władzę i koryto. Reszta jest tylko środkiem do tego celu. No więc w Partia wymyśliła, że w razie przegranych wyborów zabezpieczy swojaków na stołkach w kilku kluczowych spółkach skarbu państwa.
Według projektu poselskiego na odwołanie np. zarządu Orlenu zgodę musiałaby wydać Rada do Spraw Bezpieczeństwa Strategicznego obsadzona głównie przez obecną większość sejmową. Orlen jest tu kluczowy z wielu powodów, głównie finansowych, ale pamiętajmy, że kontroluje też konglomerat mediów lokalnych.
Tak czy owak wiadomo o co chodzi. Chodzi o Polskę oczywiście. Czyli o „naszych”, bo my=Polska. Proste?
Oczywiście celem każdej kolejnej władzy jest wypchnąć od koryta swoich poprzedników i konsumować owoce panowania samodzielnie. Opozycja tutaj nie jest szczególnie inna, bo widzimy co się dzieje w miastach rządzonych przez nią, gdzie prezydenci miast „krzyżowo” zasiadają w radach nadzorczych spółek miejskich.
Oczywiście żadna partia nie zaproponuje na poważnie innego rozwiązania. Np. takiego, żeby taka Rada kontrolująca spółki powstawała demokratycznie, z pominięciem miłośników koryta, a z uwzględnieniem czynnika społecznego, pracowników tych spółek itd. Żeby była wiązana ścisłym mandatem z wykonania którego musieliby się tłumaczyć nie przed KC tej czy innej partii, ale nami. Oczywiście w razie przekroczenia mandatu następowałoby automatyczne odwołanie (które zresztą byłoby możliwe w każdej chwili w razie wykrycia jakichś machlojek i kombinacji).
Kiedyś podobne rozwiązanie zaproponowałem w kwestii przecięcia węzła gordyjskiego, jaki po każdych wyborach powstaje w TVP. Szczegóły oczywiście do dopracowania, natomiast chodzi o to, żeby takie rady kontrolujące nasz wspólny majątek miały daleko idącą niezależność względem tej czy innej mafii politycznej i jej bieżących zapotrzebowań.
Ale oczywiście nikt tego nie zaproponuje, kiedy już będzie mógł to zrealizować będąc u władzy. Odcięcie się od kasy ze spółek czy to na poziomie państwa czy gminy to byłby cios w samo serce, w samą istotę dzisiejszej polityki, w jądro kieszeni polityków i ich rozszerzonych rodzin.
Natychmiast dziesiątki usłużnych publicystów zapisałoby tony papieru i terabajty danych opowiadając, dlaczego to jest „niemożliwe”, „nieefektywne”, „niebezpieczne”, „naiwne”, itd., itp. Wiecie utrzymywanie Obajtków (czy ich opozycyjnych odpowiedników) na tronie nie jest ani „niebezpieczne” ani „nieefektywne”. Wprowadzenie czynnika społecznego i pracowniczego byłoby dopiero „niebezpieczne”.
Wiemy dla kogo i czyich interesów przede wszystkim byłoby to niebezpieczne. Dla samych polityków, którzy uwielbiają rozdzielać stanowiska między swoich. Uzależniać od siebie ludzi. Dawać reklamy do „słusznych mediów”. A nawet kupować sobie całe koncerny medialne. Dla nich niewątpliwie taki pomysł byłby wręcz „zbrodniczy” i „nie do pomyślenia”.
Xavier Woliński