Nasi „demokraci”

Wielmożny pan Szejnfeld z PO raczył być zniesmaczony wywiadem Sroczyńskiego ze Środą w TOK FM. Dziennikarz ośmielił się zadać kilka trudnych pytań m.in. w kwestii nagrody Kongresu Kobiet dla Donalda Tuska, zamiast na klęczkach poprosić o zestaw pytań dozwolonych na tak zwanej „demokratycznej opozycji”.

„Słucham TOK FM i myślałem, że przez pomyłkę włączyłem TVPiS. No, jeśli w Polsce jest więcej takich osób, jak pan red. G. Sroczyński, to… Prawo i Sprawiedliwość, to Kaczyński, to Zjednoczona Prawica będą rządzili do końca świata. Do jakiego końca świata? Dłużej! Wiecznie! Zawsze!” – napisał Szejnfeld na Twitterze i dostał ponad 900 lajków.

Wtórowali mu inni „demokraci”: „Niestety oni częściej nadają we współpracy z TVPiS. Np we wtorki rano. To się u nich nazywa „otwartość na poglądy innych”, napisał jeden z oburzonych.

Wiecie, rozumiecie. Kiedy już nawet TOK FM jest dla nich „kryptopisowski” to znaczy, że im już autorytaryzm wlazł tak głęboko, że go nawet nie zauważają.

To sporo mówi jak „demokrację” definiują nasi „demokraci” z PO. A i większość polityków ze wszystkich partii. Dziennikarze mają pełnić rolę lokajów i propagandystów, którzy pompują te tłuste, leniwe koty, którym nie chce się już walczyć, prezentować programów i robić cokolwiek, żeby w tej konkurencji wygrać. Mamy im płacić za sam fakt tego, że istnieją. Natomiast trudne pytania to „hejt”, „cios w plecy za namową wroga”.

Tak samo „elektorat”. Ma dowozić głosy i siedzieć cicho, nie szemrać, nie protestować kiedy już „słuszni” dojdą do władzy. Ma być spokój, ma być porządek. Protestować możecie tylko wtedy kiedy rządzą „oni”, a od „naszych” wara. Takie jest rozumienie demokracji i wolności tych politruków.

Tak więc nie bądźcie zaskoczeni, że żaden „demokracji” tutaj dalej nie będzie, jak tamci zastąpią „onych”. Tu chodzi tylko i wyłącznie o to, żeby rządziła „słuszna klika”, a nie „niesłuszna”. Żeby z koryta pożywiali się „nasi” koledzy, a nie „nie-nasi”. Żeby potakiwali nam, a tamtych krytykowali bez pardonu za cokolwiek, nawet zmyślone przewiny.

Niestety obawiam się, że nie tylko politycy u nas tak rozumieją demokratyczny proces. Mam poważne przeczucia, że nasi „obrońcy demokracji” wyparują z ulic w większości w dniu wygranych wyborów przez „słuszne partie” i jak trzeba będzie protestować, to znowu zostaniemy sami. Już to przerabiałem i robiło się dziwnie nagle pusto dookoła, choć polityka realizowana przez partię X, Y, czy Z skłaniała do dalszej presji, a nie spoczywania na laurach.

Wszak w „demokracji przedstawicielskiej” rolą obywatela jest nie interesować się za bardzo polityką, bo tą się zajmują „zawodowcy”. Rolą obywatela i obywatelki jest realizowanie funkcji mięsa armatniego w walkach klik na górze. Karnej armii pod dowództwem generałów ze sztabów partyjnych. Podobna rolę pełnić mają dziennikarze – rolę pasa transmisyjnego od partii do mas.

A jak nie, to im pogrożą paluszkiem i się obrażą, i oznajmią, że jak dalej będą im zadawać trudne pytania, to nie przyjdą do studia. O, jak ja bym chciał, żeby oni wreszcie zrealizowali tę groźbę i przestali się w ogóle w mediach pokazywać. Jakby nagle się tu lżej zrobiło…

Xavier Woliński