Dojenie twórców treści przez społecznościówki

android app blog blogging Photo by Pixabay on Pexels.com

Spięcia pomiędzy Muskiem i Stephenem Kingiem o to, kto tak naprawdę powinien komu płacić za pisanie na Twitterze dotykają czegoś, co irytuje od dawna wiele osób.

Jak wiemy Musk początkowo zaproponował, żeby za „zweryfikowane” konto z niebieskim ptaszkem użytkownicy mieli płacić 20 dolarów, potem zaczął targować się z Kingiem i zszedł do 8 dolarów. To nie tylko „gadżet”, bo „ptaszek” oznacza też wyższe pozycjonowanie przez algorytmy (to samo jest na insta i fejsie). W ten sposób użytkownicy widzieliby ostatecznie głównie tych, którzy zapłacili Muskowi. Jakość tu nie miałaby znaczenia.

To pod wieloma względami strzał w stopę dla Twittera, który przypomnijmy nie zarabia na siebie. Strata operacyjna w 2021 r. wyniosła 493 mln dol. Tylko czy zmuszenie ludzi do płacenia za weryfikację poprawi czy pogorszy sprawę?

W ostatnich dniach całą oś na Twitterze zalały mi pytania znanych w swoich bańkach twórców, dlaczego mają płacić Twitterowi za coś, za co on powinien płacić im, czyli za dostarczanie wartościowej treści? To jest właśnie problem całego modelu biznesowego na którym oparta jest spora część społecznościówek. Model dojenia twórców i zarabiania na ich pracy. Czym byłby fejs, twitter, instagram czy inny tiktok gdyby nie nasza praca? Pustym szkieletem bez użytkowników.

Do tej pory deal był taki – my dostarczamy treść, oni ją dystrybuują do (najlepiej) nowych odbiorców i odbiorczyń. I oni zgarniają całą kasę. Mimo wszystko jakoś się na to godziliśmy, zwłaszcza ci twórcy, którzy nie są celebrytami i zależy im na docieraniu ze swoją twórczością do nowych osób. To od początku było oparte na nierówności. Od początku nie było to fair, bo to tak jakby poczta zgarniała cały zysk z rzeczy, którą komuś wyślesz. A teraz jest coraz gorzej.

Społecznościówki, te największe, opierają się na różnorodności treści. Ludzie mają wrażenie dostępności do wszystkiego. Od stron niszowych zespołów, czy graficzek, po słynnych pisarzy i korposy. Błędne więc jest rozumowanie, że my zawdzięczamy wszystko społecznościówkom (dotarcie do ludzi), a one nam nic. Dostarczamy oprócz samej treści także właśnie to poczucie, że „są tu wszyscy”. Nawet jeśli ktoś nie korzysta z całej tej różnorodności, to i tak to wrażenie umacnia cały biznes. Tak jak na Spotify, mało kto aktywnie korzysta z całej puli, ale wrażenie, że „są tam miliony kawałków” wzmacnia wizerunek całego biznesu.

W ten sposób jest to wykorzystywane do atakowania konkurencji – a po co się przenosić na nowy, niszowy jeszcze serwis, mimo że lepszy dla twórców, skoro „tu są wszyscy”. Staliśmy się nie tylko dojnymi krowami, ale także mięsem armatnim w wojnie konkurencyjnej i umacnianiu monopoli.

W dodatku społecznościówki z każdym rokiem tracą jedyny sens, jaki miały dla mniejszych twórców i twórczyń, „dostarczycieli treści” ze względu na coraz większe ograniczanie widoczności i coraz większą presję na płacenie za promocję postów.

Dlatego od dłuższego czasu staram się maksymalnie dywersyfikować przekaz. Mam stronę wolnelewo.pl, namawiam ludzi do powrotu do czytników RSS, staram się wrzucać treści wszędzie, od fejsa i twittera po szmer czy inne mastodony, żeby nie być zależnym od jednego dystrybutora treści. Mimo że kosztuje mnie to mnóstwo dodatkowej, poza pisaniem, pracy.

Moim marzeniem byłoby, żeby ludzie także zaczęli dywersyfikować kanały z których je czerpią. Monopolizacja to zło i niszczenie idei na której powstał Internet.

Xavier Woliński

Istnieje jednak możliwość „społecznościowego” wspierania takich projektów:
https://patronite.pl/Wolnelewo