Wiele osób dziwi się, dlaczego młodzi chłopcy idą w kierunku skrajnej prawicy, a młode dziewczyny w kierunku lewicy.
Tymczasem jest to efekt między innymi procesu edukacji. Ta, w zakresie wykształcenia humanistycznego, wygląda u nas tak jakby kierowana była wyłącznie do chłopców.
Wykład historii, a nawet sporej części polonistyki i WOS w szkołach wygląda tak, żeby ukształtować konkurującego z innymi „wojownika-zdobywcę”. Czyli po prostu mięso armatnie dla armii. Tak edukacja została ukształtowana ponad 100 lat temu. Raczej jako tresura niż przekazywanie wiedzy i krytycznego sposobu myślenia.
Mamy więc chłopaków, którym w atrakcyjnej dla nich formie przekazano etos ciągłej walki z wrogiem narodu (powstania, wojny, powstania, wojny, „precz z komuną” i tak bez końca). W oczywisty sposób to jest całkowicie nieadekwatne względem dzisiejszych wyzwań (wykończy nas prędzej katastrofa klimatyczna i globalne załamanie systemu gospodarczego, niż wroga armia. I to wykończy powszechnie, bez względu na nację). Walczą bez końca w konfliktach sprzed stuleci, bo tego są uczeni.
Do dziewczyn najwyraźniej to słabo trafia. Są pominięte w dużym stopniu w kształtowaniu programu. Dlatego rozwinęły swoje zainteresowania w dużym stopniu poza sformalizowanym systemem edukacji. Czytały swoje lektury, prowadziły swoje dyskusje, w dodatku państwo od dziesiątek lat prowadzi z nimi wojnę.
Teraz jednak pytanie, jak przyciągnąć więcej chłopaków na naszą stronę. Sytuacja kiedy połowa wspiera Konfederację nie jest zdrowa. Trzeba opowiedzieć im nasze wartości w formie atrakcyjnej także dla nich. W moim przekonaniu przywrócenie etosu rewolucjonisty może w tym pomóc. Z jednej strony mamy wiecznego żołnierza wyklętego, który walczy z nieistniejącą „komuną”, z drugiej strony równie bohaterskie postaci, które zmagają się z realnym kapitalizmem, z wyzyskiem, z wyrzucaniem ludzi z domów, obroną atakowanych mniejszości (hej, gdzie ten wasz rzekomy „honorowy etos?”, „za wolność waszą i naszą” i tak dalej?).
Skoro część osób chce tej heroicznej opowieści, to im ją dajmy, bo przecież mamy swoich „zapomnianych bohaterów” wypartych przez tych oficjalnych i celebrowanych przez państwo.
Pamiętam wciągałem do aktywności pracowniczej chłopaków z małej miejscowości, którzy z zaskoczeniem stwierdzili, że lewicowca może interesować los pracownika takiego jak oni (tak, dla nich lewicowiec to niestety zamożny hipster z dużego miasta, nikt kogo by znali osobiście). I ja im opowiadam, że odwołujemy się między innymi do tradycji polskich syndykalistów, którzy walczyli w Powstaniu Warszawskim. Słuchali z wielkimi otwartymi oczami, bo nigdy o niczym takim nie słyszeli. Dla nich w Powstaniu walczyła wyłącznie prawica, a „antypolska lewica” je zdradziła i wbiła nóż w plecy, bo tak im opowiedziano historię. To nie ich wina.
Żeby osiągnąć sukces na skalę większą niż „klub kumatych”, opowieść o naszych wartościach musi być formalnie zróżnicowana, odwołująca się do rozmaitych wrażliwości i pragnień. Inaczej przegramy.
Xavier Woliński