Temat „domku Kaczyńskiego” poruszył niektóre osoby. Na tzw. opozycji są dwie narracje. Z jednej strony Prezes jest wielkim demiurgiem, który za wszystkim stoi, wszystko ustawia i ma „rozpykane” pięć kroków do przodu, stąd opozycyjne partie nie mogą sobie z taką potęgą poradzić i wygrać wyborów.
Konkurencyjna, obecna zwłaszcza w najbardziej radykalnych kręgach opozycji, mówi o tym, że Kaczyński to ciamciaramcia, niczego nie ogarnia, nie ma nawet konta w banku i mieszka w rozpadającej się chałupie. No „wsiok” taki, nie to co „europejska elita” naturalnie predystynowana do rządzenia krajem.
Ta ostatnia wersja jest szczególnie zabawna, bo jej niektóre wersje są celowo kreowane przez sztab PiS. Symbolem tego jest właśnie dom Kaczyńskiego. Kaczyński jest wizerunkowo świadomie lepiony na „ludowego przywódcę”, więc jego wizerunek ma być bliższy Witosa niż dajmy na to Mościckiego. Nie ma być tym kim jest naprawdę, czyli inteligentem z właściwym tej grupie społecznej kulturowym i intelektualnym zapleczem doktora nauk prawnych, czytającego Pikettiego i inne książki „wrażej” Krytyki Politycznej do poduszki. Nie pasuje tu też obraz człowieka, który odziedziczył dom blisko centrum Warszawy wart obecnie miliony (choć celowo nie remontowany), który wydaje górę kasy na ochronę i steruje rozmaitymi splątanymi przedsięwzięciami biznesowo-politycznymi.
Innymi słowy, nie ma być częścią jednej z frakcji elitki warszawskiej. Ma być swojski, popełniać błędy językowe, wchodzić na śmieszne „drabinki” i w kaszkiecie snuć konserwatywne przemowy. Oczywiście sztab pisowski doskonale wie, że taki wizerunek wywoła drwiny i ubaw u innej frakcji elitki warszawskiej dla której to jest „obciach”. I to ta właśnie frakcja, najbardziej „radykalnie opozycyjna” niesie ten obraz w Polskę. Nie zauważając, że „ociepla” wizerunek prezesa w części kręgów na prowincji. Skoro jest atakowany za tę „swojskość” przez elitkę, to znaczy, że jest jednak „swojak”.
Pewne zalążki tych głupot były widoczne, kiedy wyśmiewano swego czasu Kwaśniewskiego, że tańczył „obciachowe” kawałki discopolo na jakichś dożynkach. Wtedy jednak ta głupota nie była chyba aż tak powszechna na tzw. opozycji. Teraz zrobił się z tego chyba już nieprzekraczalny podział kulturowy. Oczywiście bardzo pielęgnowany przez pisowski sztab polityczny i ich media.
To jest oczywiście wizerunek. PiS to taka sama elitarna partia jak cała reszta. Pewne posunięcia w gospodarce zrobione zostały po dość dokładnych badaniach, ale w paternalistyczny sposób właściwy elicie „pochylającej się nad ludem”. Nie był w tym sensie „ludowy”. Był na wskroś elitarny, tyle że tej frakcji elity, która postanowiła powalczyć o prowincję i osoby mniej zamożne i coś im tam rzucić, ale nie za dużo.
I w ten oto sposób, wizerunek całej opozycji, w tym tej „wiecznej” opozycji wobec tego systemu, czyli takich jak ja, stał się taki, że „lewacy” to odklejone od życia elitki, a pisowscy aparatczycy z Warszawy to tacy „ludowcy”, albo „chłopaki z blokowisk”. I w ten sposób mając takie poglądy jakie mam, dostaję łatkę „paniczyka”, choć ojciec robotnik, matka robotnica, wychowałem się na prowincji i cały czas działam wśród „ludu”. Żebyście widzieli tych „paniczyków” z PiS, jak z tym ludem im wchodzimy na salony urzędowe czy partyjne i jak oni nie bardzo wiedzą jak z tym „ludem” rozmawiać. W tym sensie niewiele różnią się od tych z PO.
Jedynie co ich czasem dzieli, że wykorzystujemy ich pragnienie utrzymania poparcia w „ludzie” i raczej niefajnie wyglądają obrazki w mediach płaczących emerytek zagrożonych eksmisją.
Taki to podział na „elity” i „lud”.
Xavier Woliński