Jak państwo żyje z lokatorów

Fot: wolnelewo.pl

Zamiast inwestować przede wszystkim w przystępne czynszowo mieszkalnictwo komunalne władze lokalne i centralne „eksperymentują” ciągle z „zastępczymi” formami. Jak nie TBS, to Mieszkanie Plus.

— W styczniu 2023 r. zapłaciłem 2 424 zł za całość, natomiast w lutym już 2 790 zł. Jeśli zdecydowałbym się na zostanie w lokalu i podpisanie kolejnej 24-miesięcznej umowy to miesięczny koszt najmu wzrośnie do ponad 3 500 zł – mówi w Business Insider pan Marek z Poznania, który skorzystał z rządowego programu Fundusz Mieszkań na Wynajem.

Zarządzaniem tym zajmuje się państwowa spółka PFR Nieruchomości. Biuro prasowe odpowiedziało, że „wzrost proponowanego czynszu najmu w przypadku nowo zawieranych umów jest wynikiem dostosowania stawek do warunków rynkowych”. I temat zamknięty.

Pytanie jednak po co państwowa firma zajmuje się komercyjnym najmem? Mało mamy już problemów z rentierami prywatnymi, teraz jeszcze lokatorów ma w ten sposób doić państwo?

Mamy też informacje z całego kraju o dużych podwyżkach czynszów w TBS-ach. Zarządzaniem TBS-ami zajmują się zarówno władze miast, jak i firmy prywatne. Mieszkania budowane w systemie TBS wbrew sugestywnej nazwie nie są skierowane dla osób, które nie mają żadnych pieniędzy. Trzeba wnieść bardzo wysoką partycypację, a potem płacić podwyższony czynsz w którym zawarta jest rata kredytu. Przy czym warto wskazać, że z kredytu w teorii powinny być budowane nowe mieszkania w tym systemie. Obecnie nie stają się własnością lokatorów nawet po spłacie całości kredytu. Program jednak był skierowany do osób, które nie „łapią się” na zdolność kredytową.

W ten sposób państwo wykombinowało, że stworzy „samofinansujący się” system w którym to lokatorzy biorą na barki finansowanie mieszkalnictwa. Profit. Można się chwalić w ulotkach wyborczych, że się „rozwija mieszkalnictwo społeczne”. Jak to działa w praktyce przeciętnego człowieka, który nie miał nigdy do czynienia z TBS już nie interesuje. Temat mieszkalnictwa można odfajkować i uznać za „załatwiony”.

Wbrew temu, co opowiadają politycy, nie jest to rozwiązanie, które by mogło zastąpić normalne budownictwo komunalne. To jest po prostu przerzucenie kosztów na zwykłych ludzi. Tak, żeby czasem państwo nie splamiło sobie honoru i nie wyszło, że ono jak za jakiejś „komuny” buduje mieszkania.

Politykom ten system się podoba, bo ze względu na to, że lokatorzy nie mają łatwego wglądu w to, co dzieje się z kasą z TBS, stały się one w wielu miastach rezerwuarem zasobów dla lokalnych układów i układzików. TBS-y dojone są na rzecz rozmaitych wyborczych „inicjatyw” w rodzaju finansowania klubów sportowych, którymi potem chwalą się w wyborach kandydaci. Oraz oczywiście są świetnym miejscem, gdzie można posadzić kolegów na lukratywnych stołkach.

Z zarządzania zasobem komunalnym takich kokosów nie ma, bo kasa tutaj podlega zwykle większej kontroli publicznej. A w TBS-ach przez lata dało się spokojnie ssać kasę i nikt się nie interesował. Dopóki oczywiście lokatorzy TBS sami nie wzięli spraw w swoje ręce i nie zrobili rabanu w ostatnich miesiącach w kontekście dużych podwyżek czynszów. I wyszło na jaw, że „budownictwo społeczne” to dojna krowa dla bonzów partyjnych.

Dlatego, żadne TBS, żadne Mieszkania Plus. Normalne mieszkalnictwo komunalne, a dla tych, którzy mają trochę więcej pieniędzy wsparcie dla spółdzielczości. Niczego lepszego nigdzie na świecie nie wymyślono. Żadne cudowne „programy” i ewolucje akrobatyczne w rodzaju dopłat do kredytów. W krajach gdzie budownictwo komunalne funkcjonuje, żyje się nieco lżej. A zarobki nie są pożerane przez czynsze i kredyty.

Trzeba zacząć korzystać ze sprawdzonych wzorców, a nie od 30 lat eksperymentować na żywym organizmie wpędzając masy ludzi na granicę nędzy.

Xavier Woliński