„Leżała na ziemi, skulona. Obok niej — chrześcijański modlitewnik z obrazkami świętych. Miała na sobie ten sam sweter i czapkę, co na zdjęciu, tylko kurtki nie miała” – tak wyglądało ciało młodej uchodźczyni z Etiopii, kiedy znalazły je osoby z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego. Poszukiwali jej na prośbę bliskich.
Jej męża Straż Graniczna wyrzuciła na terytorium Białorusi. Mimo że błagali o ratunek, nikt ze służb nie pofatygował się z pomocą. Kolejna ofiara nielegalnych wywózek. Ich niezgodność z prawem stwierdzały już wielokrotnie polskie sądy (ostatnio np. wyrok WSA w Białymstoku w sprawie wywózki syryjskiego dziecka). Ale wiadomo, że prawo prawem, a egzekwowane realnie jest wyłącznie wówczas, gdy dotyczy to białych i zamożnych.
Tyle mówi się o tym, jak to „chrześcijanie są prześladowani” przez innowierców, ateistów i lewaków na całym świecie. Tymczasem mamy tu przypadek chrześcijanki, której, jak się okazuje, nie przysługiwało „chrześcijańskie miłosierdzie” (które zresztą dotyczy wszystkich, nie tylko wyznających tą samą religię). Można powiedzieć, że państwo szczycące się odniesieniami do chrześcijaństwa nawet w Konstytucji prześladuje chrześcijan, o ile nie mają odpowiedniego koloru skóry lub pochodzenia etnicznego.
Od dawna się zastanawiam, po co ja w ogóle jestem w tym kraju potrzebny? Przecież tutaj nie powinno być dla mnie nic do roboty. Na granicy powinny stać tysiące osób, żeby „podróżnych przyjąć, nagich przyodziać, spragnionych napoić, a głodnych nakarmić”. Wydaje mi się, że w takim hiperkatolickim kraju wszyscy to mają wykute na blachę z lekcji religii. A czekaj… teraz to chyba się tam głównie mówi o aborcji i jaki cały świat jest zły, a Prawdziwi Katolicy ™ wspaniali…
A ja powinienem siedzieć i patrzeć z zachwytem, jak tu wszystko cudownie funkcjonuje. Nie ma biednych, nie ma głodnych, nie ma bezdomnych, uchodźców traktuje się jak Marię i Józefa, nie ma chciwości, nie ma kumulacji bogactwa, nie ma przemocy, nie ma prześladowania ludzi za to, kim są.
Pisałbym wówczas wymyślone książki fantastyczne o jakimś świecie równoległym, w którym chrześcijanie wywożą dzieci na granicy, w którym człowiek jest eksmitowany do piwnicy albo byłych stajni, w którym bogaci mają coraz więcej a biedni coraz mniej, w którym ludzie dewastują planetę tak że może wkrótce stać się nieprzyjazna do zamieszkania dla nich, w którym zabijają się z byle powodu, albo dla jakichś zasobów. W którym ktoś prześladuje drugiego, bo postanowił pokochać nieodpowiednią osobę.
Ludzie by to może nawet czytali, żeby poczuć „dreszczyk emocji i oburzenia”, o jakimś niewyobrażalnym świecie, całkowicie absurdalnym i postawionym na głowie. Mówiliby, że przesadzam, mam zbyt bujną wyobraźnię i tylko straszę młodzież takimi opowieściami.
Tak by było…
Xavier Woliński