Kapitalizm, czyli królestwo zniewolenia

Historia człowieka, któremu szefostwo groziło zwolnieniem, ponieważ poszedł na firmowy parking po coś do samochodu, a nie wolno opuszczać więzie… przepraszam biurowca w godzinach pracy przypomina, że kapitalizm to tak naprawdę forma opresyjnej dyktatury.

Liberałowie, którzy sobie już nawet w samym pojęciu zapobiegliwie, żeby nikt nie miał wątpliwości, zawarli „wolność”, najczęściej wolą o tym zapominać, że prawo własności (i zakres jej stosowania względem innych ludzi) i inne „prawa gospodarcze” to także sfera polityczna i stosuje się do niej całkiem wprost kategoria „wolności politycznych”. Podział na „gospodarcze” i „polityczne” jest sztucznym zamazywaniem rzeczywistości. Wszystko to jest polityczne. Tak więc na osiem lub więcej godzin człowiek oddaje się we władanie (czasem bardzo nieokreślone) innemu człowiekowi i to liberalizm nazywa „wolnością”.

I to jest główna kość niezgody pomiędzy rozumieniem wolności mojego nurtu politycznego (nazwijcie to jak chcecie: lewicą wolnościową, socjalizmem wolnościowym czy anarchizmem) a wolnością rozumianą przez liberałów. Ich pojęcie wolności jest ograniczone do bardzo wąskiego zakresu zastosowań praktycznych. Pięknie to zilustrował Anatol France w słynnym cytacie o majestatycznej równości praw, które zabraniają jednakowo bogatym i biednym spania pod mostami, żebrania na ulicach i kradzieży chleba.

Czym jest wolność, kiedy nie ma materialnych warunków do korzystania z niej? Niczym, pustym sloganem. Dlatego liberałowie zawarli to pojęcie w nazwie swojej ideologii, żeby każdy wiedział „jak bardzo kochają wolność”. Oczywiście jako jakiś „ideał”, mniejsza o praktykę. To tak jak ktoś, kto zapewnia wszystkich wciąż o swojej moralności i „klasie”, co robi się podejrzane, bo o pewnych rzeczach nie trzeba mówić, ani wieszać na sztandarach, tylko realizować w praktyce i wówczas inni to ocenią.

I tak właśnie mamy w przypadku miejsc pracy, gdzie szef w teorii jest ograniczony prawem, ale w praktyce różnie to wygląda. Kiedyś na strajku, który wspierałem, funkcjonariusze policji wezwani do uwięzionych przez szefa robotnic i robotników na stołówce, powiedzieli, że „właściciel na swojej własności ma prawo robić co chce”, a więc może robić także co chce z ludźmi, których zatrudnia. Może ich nawet więzić.

Tak więc, jak słusznie stary socjalista Orwell zauważał, a potem doskonale punktował tym takich liberałów jak von Hayek, dochodzi do wypaczenia pojęć, gdzie „wolność to niewola”. Świstek papieru nadany przez państwo nazwany „prawem własności” pozwala na więcej niż tylko dysponowanie tą własnością. Pozwala na ustanowienie dyktatury w miejscu tej własności, gdzie niejednokrotnie dochodzi do zawieszenia funkcjonowania praw, które obowiązują w innych przestrzeniach.

Snucie opowieści o wolności w systemie, w którym możemy sobie wybrać takiego czy innego człowieka elit raz na parę lat w tzw. „wyborach”, ale jednocześnie codziennie jesteśmy przez sporą część naszego życia poddani dyktaturze jest opowiadaniem andronów. Nie ma powodu dlaczego państwo wyłącza „własność” spod „wolności”, nie ma powodu, żebyśmy nie mieli demokratycznej kontroli nad tym, jak działa i funkcjonuje nasz zakład pracy. „Własność” nigdy nie powinna stać ponad „wolnością” i to jest właśnie miękkie podbrzusze liberałów, dla których własność może ograniczać wolność w stopniu dowolnym i nigdy do końca nie określonym.

Albo jesteśmy wolni w czasie całego naszego życia, albo nie jesteśmy wolni wcale. Kilka godzin przed snem, gdzie wymęczeni i udręczeni możemy się np. w ramach „wolności” zalać w trupa nie mając na nic już więcej sił, albo obejrzeć serial zanim zmorzy nas sen nie jest żadną wolnością. Nie jest wolnościowym społeczeństwo, które przez 1/3 dnia lub więcej reguluje nawet kiedy możemy iść się wysikać. A taka kontrola czynności fizjologicznych jest w tym „wolnościowym raju” formalnie czy nieformalnie wprowadzana. Gdyby nakaz realizacji potrzeb fizjologicznych w określonym czasie albo zakaz wychodzenia poza biurowiec na parking firmowy w ten sposób był regulowany w „komunistycznych dyktaturach” to by trafił niewątpliwie do „czarnej księgi”, jako przejaw skrajnego totalitaryzmu, gdzie „gułag” rozciąga się już także na miejsce pracy. Tylko dlaczego to tolerujemy w swoim życiu tutaj i teraz, gdzie ponoć mamy „królestwo wolności i demokracji”?

Może czas już zacząć podważać te „oczywistości” i zacząć patrzeć na tę rzeczywistość na inną, jeszcze bardziej perfidną formę dyktatury, bo dla wielu wręcz przezroczystą. Tak zostali wytresowani.

Xavier Woliński