Ponoć Giertychowi zależy bardzo, ale to bardzo, żeby wrócić do Sejmu. Cytuję doniesienia gazeta.pl, żeby zachować oryginalne słownictwo:
„Roman Giertych, były wicepremier, a obecnie wzięty adwokat bliski opozycji i bardzo ostry krytyk PiS-u, zabiega o to, by być kandydatem na senatora w poznańskim „obwarzanku”. Kandydatem w ramach paktu senackiego całej opozycji.
– W tym okręgu nawet krowa, jeśli muczy przeciwko PiS to bierze mandat – mówi nam osoba znająca kulisy tych zabiegów”.
Wiadomo, Giertych to obecnie czempion demokracji, praw człowieka i wolności dla libków. Tak jak Terlikowski to teraz heros „otwartego Kościoła”. Niewiele im do szczęścia potrzeba.
Ale mnie od samej postaci Giertycha zainteresował bardziej ostatni fragment. Obrazuje doskonale sposób rozumowania polityków. Gdyby w okręgach antypisowskich wystawili nawet konia, niczym Kaligula swego Incitatusa, to by i tak byli pewni wygranej.
Obserwujemy to w tzw. „bastionach antypis”. Lokalna władza często w takich miastach jest zdegenerowana, arogancka i wpatrzona sama w siebie. Dlaczego? Bo może. Przecież i tak tutaj zagłosują na nich znowu, bo straszak antypisowski wyborców libkowych skutecznie zagoni do urn.
Tak wygląda ta cała demokracja przedstawicielska w praktyce. Obie frakcje utrzymują celowo i cynicznie swoje elektoraty w apokaliptycznych nastrojach, żeby trzymać dyscyplinę w szeregach.
Możemy wam narobić na głowę, ignorować wasz głos, obsadzać spółki (gminne, czy państwowe, obojętnie), tworzyć zbędne wieloosobowe rady nadzorcze dla swojaków i jednocześnie bezlitośnie doić mieszkańców, np. miejskiego TBS.
Wszystko mogą zrobić, bo przecież i tak na nich zagłosują. Dziwi mnie ten ton wyższości względem wyborców PiS, że głosują, choć tyle afer ujawniono. Ale przecież oni robią podobnie.
I z podobnego powodu. Ponieważ tak jak ci z drugiego obozu wierzą w to, że wygrana przeciwnika oznacza koniec świata. Więc, chcąc nie chcąc zawsze wybiorą „mniejsze zło”, jakiegoś swojego katechona, który powstrzymuje nadejście „zła absolutnego”.
To jest samonapędzający się mechanizm, oddziałujący nawet na tych inteligentniejeszych osobników. Dlatego żadna ze stron z niego nie zrezygnuje i będzie go wzajemnie utrwalać. Dopóki ten system będzie istniał nadal, będziemy ten spektakl oglądali wciąż na nowo.
Xavier Woliński