„Należy wspierać ze środków publicznych tylko najbardziej potrzebujących” – to jest generalna mantra, w kółko i do znudzenia w tym kraju powtarzana. A potem otwieram sobie samorządową gazetkę i czytam: „Dolny Śląsk wspiera przedsiębiorców”. Czyli że jak?
Jakoś umyka tutaj w dyskursie fakt, że w mediach rozmaitych odcieni bez żenady odmienia się przez wszystkie przypadki „wsparcie dla przedsiębiorców”. A więc to oni są tymi „najbardziej potrzebującymi”? Z artykułu w tej gazetce dowiaduję się, że samorząd wojewódzki wybudował za pierdylion złotych wypasiony biurowiec, zwany „inkubatorem”, który ma służyć „małym i średnim przedsiębiorstwom” także w pozyskiwaniu środków publicznych.
W innym numerze biadolą, że są „trudne czasy dla młodego biznesu” i trzeba ładować publiczną kasę w „start-upy”. I to wszystko okraszone oczywiście pięknymi zdjęciami marszałka województwa. Dla porządku dodajmy, że Dolnym Śląskiem rządzi koalicja PiS i tzw. „Bezpartyjnych Samorządowców”.
To oczywiście tylko przykład. Podobne opowieści znajdziecie w prasie każdego szczebla, a najbardziej w mediach głównonurtowych. Chciałem jednak tutaj zwrócić uwagę jaka jest narracja także lokalnych władz, które zarządzają publicznymi środkami.
Z badań GUS tymczasem wynika, że najmniej zagrożone ubóstwem były osoby, których główne źródło dochodu stanowiła praca na własny rachunek (ubóstwem skrajnym zagrożonych było ich tylko 2,9 proc. w 2022 roku). Nie oznacza to oczywiście, że wszyscy pracujący na własny rachunek żyją w raju na ziemi.
Natomiast w przypadku „przedsiębiorców” mamy do czynienia z opowieścią dokładnie odwrotną. Występują zarówno indywidualne „dramatyczne” opowieści, jak i prezentacja ich problemów jako „grupy”. Ciągła ich obecność w mediach, bezustanne analizowanie ich sytuacji, powoduje zafałszowanie rzeczywistości. Sprawia wrażenie, że są w ciągłych problemach, niemal na krawędzi przetrwania (mimo że najczęściej kłopoty kończą się w skrajnym przypadku zamknięciem firmy, co nie oznacza popadnięcia automatycznie w ubóstwo). I że w związku z tym należy im się jakieś szczególne wsparcie.
Jak wiecie lubię odwracać ten porządek narracyjny, co oczywiście wywołuje opór wśród „przedsiębiorców”, przyzwyczajonych do zupełnie innej opowieści, skoncentrowanej na ich problemach. Tymczasem mnóstwo osób niezamożnych, w tym wręcz skrajnie biednych, pozostaje niemal zupełnie poza radarem medialnym. Mało kto się tymi grupami społecznymi przejmuje, poza garstką badaczy i aktywistów.
Wszystko to powoduje kompletne zaburzenie percepcji. Nagle problemy znikomej mniejszości „przedsiębiorców”, stają się problemami podstawowymi, którymi muszą się zajmować wszyscy, wszystkie media, a wszystkie partie od lewa do prawa muszą mieć „program dla przedsiębiorców”. A jak nie mają, to dostaną burę, że „nie interesuje ich gospodarka”. Tyle że gospodarka to nie tylko właściciele kapitału.
Dodajmy do tego jeszcze ponadprzeciętną obecność „przedsiębiorców” i landlordów wśród polityków i mamy gotową odpowiedź na to, dlaczego jest tak jak jest. I dlaczego to raczej świadczenia powszechne i „socjal” są problemem, a nie miliardy ładowane w rozwój prywatnych biznesów. Czasem w szemrany sposób rozdawanych, co pokazuje ostatnia afera w świecie „gamedevu”, gdzie publiczne środki szły na rozwój „branży gier komputerowych”, a tak naprawdę do znajomych królika.
Worki z kasą idą do biznesu. Przy tym 500 plus to są jakieś waciki. Zawsze warto o tym w trakcie rozmaitych dyskusji pamiętać. Zwłaszcza w kwestii decyzji, komu należy się wsparcie ze środków publicznych.
Xavier Woliński