Sądzę, że dobrze rozumiem tę emocję, która doprowadziła do zmiany władzy. Wiele osób miało dość buty, niekończących się ideologicznych jazd, rozbestwionego aparatu represji, dojarki podłączonej do naszego wspólnego budżetu (np. Funduszu Sprawiedliwości, który nic ze sprawiedliwością wspólnego nie miał, przerabiania na deski naszych lasów i sprzedawania ich zagranicznym firmom, żeby się partyjne koterie mogły na tym obłowić).
Ludzie chcą i to jest ich naturalne oczekiwanie, rozwiązywania konkretnych problemów, których poprzedni rząd nie miał zamiaru rozwiązywać, albo udawał, że rozwiązuje. Przykładowo kwestia reprywatyzacji, która wcale nie została prawidłowo i ostatecznie rozwiązana. Połowiczne rozwiązanie kwestii prywatyzacji mieszkań zakładowych (dzięki ciężkiej, długoletniej walce udało nam się doprowadzić do tego, że ludzie nie trafią na bruk, ale jednocześnie złodziejstwo zostało nagrodzone podwójnie, a krzywdy nienaprawione). Nie da się też zapomnieć tego, jak brutalnie rozbito silny ruch listonoszy na Poczcie. Nie da się tego odzobaczyć i nie da się tego wybaczyć, co pisowscy nominaci tam wyrabiali.
Jednak podobnie rozumiałem emocję wielu ludzi, która wyniosła lata temu PiS do władzy. Wówczas też mnóstwo osób miało dość arogancji i obrastania w piórka libkowej władzy. Traktowania ich per noga, złotych rad w stylu „zmień pracę, weź kredyt”, rozpanoszenie się śmieciówek i pracy na głodowych stawkach. Tutaj też zmiana nastąpiła, bo ludzie oczekiwali konkretów. I też skończyło się ostatecznie ideologiczną awanturą, obroną swojaków i arogancją.
Problem w tym, że karuzela w tym niewesołym miasteczku nie przestaje się kręcić. I niestety obawiam się, że dalej, zamiast rozwiązywania licznych problemów, będziemy trwonić czas i energię na spektakle i emocjonalnie wyczerpujące popisy. Na razie publikę to wciąga jak serial na Nefliksie, ale za chwilę większość poczuje się zmęczona, bo ile można oglądać sezonów tego samego?
Na wielu poziomach i w wielu sprawach nie mamy już czasu, żeby obsługiwać emocje tych starszych panów, którzy nimi zarządzają. Problem polega na tym, że teraz mamy w elitkach dwie ekipy, które obawiają się, że ci drudzy ich wsadzą. I to ten strach, a nie nasze dobro będzie ich napędzać w najbliższych latach. Będziemy mieć coraz więcej tego, czym od dawna jesteśmy zmęczeni. Czyli zajmowaniem się polityków samymi sobą i swoimi interesami, a nie rozwiązywaniem problemów, które dotyczą milionów. I mówię tu o czołowych postaciach obu wiodących obecnie frakcji.
Xavier Woliński