„Lepiej zrobić małe coś niż całe nic”. Brzmi rozsądnie, prawda? Takiego mema lansują na Twitterze zwolennicy obecnej strategii kierownictwa Nowej Lewicy w kłótni z partią Razem w klubie koalicyjnym.
Problem z Lewicą, nie tylko tą Nową, obecnie generalnie jest taki, że jest „rozsądna” do obłędu. Bardziej papieska od liberalnego papieża. Próbuje ciągle „tłumaczyć” i „wyjaśniać”, zamiast odwoływać się do konkretnych interesów opresjonowanych grup, bezwzględnie krytykować kapitalistyczny obłęd, i pokazywać, że walczy jak lwica o każdego i każdą.
Kiedy „coś” staje się zwykłym ochłapem z pańskiego stołu? Kiedy to „cokolwiek” jest po prostu drobnym ustępstwem ze strony konserwatywno-liberalnych nadzorców w koalicji rządowej, wliczonym od dawna w koszty utrzymywania status quo?
Od czasów kompromitacji rządów Millera, lewicy partyjnej brakuje przede wszystkim wiarygodności. Nie programów, słów, tabelek i wykresów, ale wiary przeciętnego człowieka w to, że zawsze stanie po jego stronie. Już poprzednio, kiedy rządzili, sprzedali interes szerokich grup społecznych za tanie pochwały ze strony konserwatywnych i liberalnych elit.
To jest typowa opowieść karierowicza: „Wziąłem stołek w złym rządzie, bo jeśli nie ja to na pewno wziąłby kto inny, na pewno gorszy”.
Niestety obecne manewry Razem moim zdaniem też nie przyniosą sukcesu, bo od początku tej kadencji brakuje im pewności siebie. Cały czas próbują stać w rozkroku. Niby rząd popierają, ale nie do końca. Niby już mają dość Nowej Lewicy, ale po raz kolejny z klubu nie wychodzą. Sprawiają na zewnątrz wrażenie chwiejnych, co zresztą wykorzystują niektórzy politycy NL, ale też i media, przedstawiając ich, jako ludzi, którzy sami nie wiedzą, czego chcą.
Uważam, że w tej sytuacji są marne szanse na uratowanie parlamentarnej lewicy, jako niezwasalizowanego bytu. Za późno i za mało. Moim zdaniem pole manewru się tak zawęziło, że już niewiele można zrobić. Myślę, że rozumie to sporo starych wyjadaczy i interesuje już ich głównie ustawienie się w przyszłym szerokim obozie liberalnym. Innymi słowy, czeka ich los Nowackiej i Arłukowicza. I dla nich to wcale nie jest straszna perspektywa. Osobiste kariery zostaną jakoś tam ochronione.
Dla mnie to nie nowość. Radziliśmy sobie w ruchach społecznych nie najgorzej, kiedy w ogóle żadnej nominalnej lewicy nie było w parlamencie i będziemy radzić sobie dalej.
Ponieważ to ruchy społeczne zmieniają świat.
Xavier Woliński