Tymczasem naczelny „ludowego” medium pisowskiego „Sieci” o podwyżkach dla posłów:
– Byliśmy blisko momentu, w którym ciężko pracujący kurier w dobrej firmie zarabiałby więcej niż poseł. Rozmawiałem z szefem takiej firmy pocztowej i opowiadał mi, że jako kurier można zarobić nawet 8 tys. Oczywiście to jest też bardzo, bardzo ciężka praca – tłumaczył Michał Karnowski na antenie wPolsce.pl.
No tak, to skandal, żeby kurier zarabiał więcej niż poseł, którego główną pracą jest podnoszenie ręki na rozkaz Komitetu Centralnego Partii i równie dobrze można by go zastąpić maszyną. Ale powiedzcie mi w zaufaniu, który kurier tyle zarabia (w każdym razie bez wyrabiania jakichś kosmicznych nadgodzin)? Z wstępnych szacunków jakie mam wynika, że to jest grubo przesadzona suma.
Zwróćcie uwagę, że pierwszym odruchem redaktora „ludowego” pisma było zapytanie o zarobki nie pracowników, ale… szefa firmy. No właściciel firmy to powie zawsze, że u niego to zarabia się kokosy, a ludek prosty jest szczęśliwy.
No i ten odruch. Każdy kto ma do czynienia z pisowcami wyższego szczebla wie, że ci ludzie to żadni „ludowi” politycy nie są. Gardzą ludźmi wcale nie mniej niż ci z PO. Wiedzą o doli rolnika, czy robotnika tyle co tam wyczytali u Reymonta w szkole, o ile w ogóle czytali. Tak się jednak złożyło, że po klęsce PiS w 2007 roku Wódz i jego sztab uznali, że trzeba jednak nie słuchać probiznesowych pomysłów Gilowskiej, tylko coś jednak temu „ludowi” rzucić. A potem ten „lud” ma całować panów szlachta z PiS po rączkach i grzecznie się odwdzięczyć głosami. To, co mówił o „ludzie” Kurski swego czasu to jest autentycznie ich sposób myślenia.
Nie, nie ma czegoś takiego jak „socjalna prawica” w Polsce. To, że czasem coś im się udało zrobić, to wyłącznie dlatego, że chcieli odróżnić się od PO i wygrać wybory na paru posunięciach. Ale w ich pisemkach, wśród ich historyków, wśród ich działaczy nie znajdziecie zbyt wielu osób zainteresowanych tematyką np. „ludowych historii”. Oni chcą, żeby elity biznesowe ich zaakceptowały. Mają potężny kompleks na tym tle. A o ludzie mają takie wyobrażenie, że to taka sama konserwa jak oni, prawi chłopcy z modnych warszawskich restauracji, po drogich prywatnych szkołach katolickich. I że sama nagonka na mniejszości wystarczy, żeby „lud” się ich trzymał.
Cóż, gwałtowny zjazd poparcia wśród zarabiających do 1000 zł (którego dotąd generalnie nie odzyskali) powinien im otworzyć oczy. „Lud” owszem może na nich zagłosował, ale nie z powodu nagonek i obsesji seksualnych rodem z salek przykościelnych dla młodych konserwatywnych katolików z wielkich miast. Większość ludzi ten temat ani ziębi ani grzeje. Natomiast, jak całkowity zakaz aborcji, który wysmażyli w tych przykościelnych instytucjach, uderzył ludzi po kieszeni (wychowanie dziecka z niepełnosprawnością to w Polsce majątek i ruina dla rodziny, pomijam koszt aborcji), to nie ma szans na obłaskawienie ich wymyślaniem kolejnych nagonek.
Gdyby, tak jak np. ja, działali autentycznie wśród „ludu”, to by słyszeli, co te „lud” o nich mówi. Tak, również ci, którzy na nich głosowali. Ale przecież żaden pisowski aktywista nie skalał się robotą społeczną. Oni wiedzą jak stoją ceny nieruchomości, bo niczym premier „wchodzą w deweloperkę”, wiedzą co mówi „zaprzyjaźniony szef firmy kurierskiej”, ale nie mają pojęcia, poza sondażami, jak wygląda życie i sposób myślenia tegoż właśnie „ludu”. Tego nie da się wykoncypować w pisemkach teoretycznych, tego nie da się zobaczyć z sondaży (bo te zawsze badają przeszłość, ale nie kontekst i sposób myślenia), tego nie ogarnie żaden socjolog. To można zobaczyć i usłyszeć będąc cały czas wśród ludzi.
Ot i cała tajemnica. A pisemka pisowskie to dla osoby społecznie wrażliwej nuda, histeria ideologiczna, bez końca męczenie buły, że ktoś nas obraził, albo zachowuje „nieobyczajnie”, wychwalanie dawnej Polski itd. Normalnie ulubione pismo mieszczaństwa w rodzaju Dulskiej. To nie jest pismo dla lewaka i nie tylko dlatego, że atakują mniejszości. To nie są pisma ciekawe także dla lewicowca zainteresowanego tematami społecznymi czy ekonomicznymi z punktu widzenia zwykłego człowieka. Nie ma co czytać za bardzo.
Xavier Woliński