Ponoć Polskę opanował „małpi lud”, który „wywdzięcza się Kaczyńskiemu – jak kilkadziesiąt lat temu komunie – za dobrodziejstwa zapomóg oraz gościńców socjalnych i zwłaszcza za pognębienie „salonu” i „mądrali””.
„Adam Michnik poleca” w Wyborczej tekst Jarosława Bratkiewicza, który jest dziwacznym strumieniem świadomości, niczym sprzed 150 lat, ulepiony z języka, jakim elity imperialne pisały o podbitych ludach w koloniach. Nic w tym dziwnego, skoro autor obszernie cytuje Kiplinga, najbardziej chyba znanego popularyzatora imperialnej, rasistowskiej ideologii kolonialnego Imperium Brytyjskiego.
I w związku z tym naturalnie, mamy tam cały koktajl rasistowskich koncepcji o wyższości „zachodniego człowieka”:
„Okres unowocześnienia, zapoczątkowany przez cywilizację zachodnią, mimo postępującego procesu globalizacji tylko powierzchownie oddziałał na olbrzymie połacie poza światem Zachodu. Mentalność tradycjonalistyczna, jako cywilizowany odpowiednik umysłowości prymitywnej, nadal determinuje kulturę i obyczaj Azji i Afryki, a także Europy Wschodniej”.
Oprócz Kiplinga pojawia się cytat z antropologa Luciena Lévy-Bruhla:
„Świat nadzmysłowy, wedle umysłowości prymitywnej, aktywnie wpływa na bieg i kształt spraw doczesnych. „Ludzie prymitywni uzewnętrzniają zdecydowaną niechęć do rozumowania, do tego, co logicy nazywają »dyskursywnymi operacjami myślowymi«”. Odrzucając rozumowanie, preferują zapamiętywanie zjawisk i wydarzeń, skoro porządkuje je (wiąże w ciągi kauzalne) wyłącznie magiczna nieobliczalność transcendencji. Umysłowość prymitywną Lévy-Bruhl nazwał „prelogiczną” i „mistyczną”.
Jest jednakowoż jeden problem. Lévy-Bruhl pisał o tym ponad 100 lat temu. I tak też wygląda cały ten tekst. Próżno szukać tam czegoś nowszego niż koncepcje sprzed stulecia, jakby nic w antropologii się od tego czasu nie wydarzyło. Jakby „racjonalność człowieka Zachodu” nie została wielokrotnie i brutalnie podważona, nie tylko w pracach współczesnej, a nie zamierzchłej, humanistyki, ale w rzeczywistości. Jakby nie ukazano krwawych i mrocznych poczynań kolonizatorów, dokonujących ludobójstw najpierw w „dzikich krajach”, a potem w Europie, gdzie doszło do przemysłowego mordowania ludzi w czasie obu wojen światowych.
Od pierwszych słów tekst Bratkiewicza wyglądał, jakby ktoś wyciągnął go z jakiegoś zakurzonego archiwum.
Ten brak świadomości przestarzałości wiedzy, jaką się posługuje ani na chwilę nie powoduje zachwiania się ufności autora w swój „racjonalizm” oraz intelektualną wyższość. Mamy też pochwałę swojej własnej grupy społecznej i uzasadnienie jej naturalnego prawa do rządzenia, wynikającego z dziejowej misji:
„Populiści są z reguły ćwierć- i 1/8-inteligentami, ludźmi jednej książki lub broszury i gnostyckiego przejrzenia. Nienawidzą więc intelektualistów, których znamionuje umysłowość krytyczna i racjonalny dystans”.
Gdy czytam o „insynuowanych mu przez pisowców rozbójnictw politycznych z okresu, gdy sprawował w MSZ wysokie funkcje”, a następnie spoglądam do biogramu i czytam, że był on „w latach 2010-15 dyrektorem politycznym ministerstwa”, już wiem skąd te emocje i brak ładu i składu w tych kalumniach. Wszystko staje się jasne.
W krytycznej recenzji „Społeczeństwa populistów” Sierakowskiego i Sadury, zauważam, że autorzy w czasie swoich badań dotknęli ważnego zjawiska.
„Sposób, w jaki wyborcy PO i Lewicy z warszawskiej klasy średniej (prawnicy, artyści, naukowcy, programiści, pracownicy administracji i służb mundurowych) wypowiadają się o osobach nieuprzywilejowanych z klas niższych, jest kalką rasistowskich wypowiedzi dotyczących muzułmańskich imigrantów, zarzucających im, że nie chcą pracować i starają się mieć jak najwięcej dzieci, żeby jeszcze bardziej korzystać z europejskiego dobrobytu” – zauważają autorzy.
Niestety ten istotny i domagający się szerszego omówienia problem nie doczekał się w książce pogłębienia. A jak widać z powyższych tekstów nie tylko „wyborcy”, ale także elity intelektualne tego środowiska dosłownie poruszają się w świecie staroświeckich rasistowskich i kolonialnych koncepcji.
Przy okazji warto podkreślić, że wbrew ciągłemu powtarzaniu przez „polecanych przez Adama Michnika” autorów, wyborcy PiS, w każdym razie ci socjalni, zachowywali się całkiem racjonalnie.
„Rozumiemy bowiem, że cynizm polityczny nie musi być wynikiem złej woli, tylko warunków życiowych. […] Jeśli chcielibyśmy jakoś przeciwdziałać temu zjawisku, to starając się eliminować jego podstawy, a nie piętnując tę grupę. Te postawy najczęściej nie są mniej racjonalne z punktu widzenia jednostki niż postawy reszty Polaków” – piszą Sadura i Sierakowski w omówieniu swoich badań.
Ta opowieść słabo się przebija w elitach libkowych w tym kraju. Dodatkowo ma silne wzmocnienie ze strony czytelników tych pism. Tekst Bratkiewicza spotkał się tam z entuzjastycznymi komentarzami pod nim.
Tak więc istnieje ogromne zagrożenie, że ta część, jeśli to tak można nazwać, elit intelektualnych, reprezentująca całkowicie przedpotopowe poglądy, będzie wywierać presję, żeby dokonać „klasowej zemsty”, na mniej zamożnych za to, że ośmielili się, jak to ujmuje Bratkiewicz, dążyć do „dobrodziejstwa zapomóg oraz gościńców socjalnych”. Zapominając, że przecież to nie na znienawidzonym przez niego w formie, ale nie treści Wschodzie, ale w zachodniej Europie te „gościńce socjalne” są rozbudowane jak nigdzie bodaj na świecie.
Kto tu, pod tym względem, jest więc „nieracjonalnym wstecznikiem”, a kto „chłodno myślącym postępowcem”?
Zawsze mnie szokowało, jak oni są emocjonalni i dziewiętnastowieczni, a jednocześnie próbują wmówić ludziom, że jest dokładnie odwrotnie.
W każdym razie, w tym przypadku trafnym okazało się spostrzeżenie „pokaż mi co czytasz, a powiem ci kim jesteś”.
Xavier Woliński