Młodzi kontra rynek mieszkaniowy

Wczoraj brałem udział w ciekawej dyskusji na temat „Młodzi kontra rynek mieszkaniowy” zorganizowaną przez Akcję Lokatorską i Studencką Inicjatywę Mieszkaniową z Poznania.

Nie muszę tu chyba nikomu tłumaczyć, że sytuacja młodych osób studiujących lub chcących rozpocząć samodzielne życie jest trudna. Ceny najmu są kosmiczne, a ich wzrosty nie mają zamiaru się zatrzymać. Jak wynika z danych Otodom Analytics „W większości największych polskich miast w sierpniu 2023 r. za najmniejsze kawalerki oczekiwano przeciętnie więcej niż przed dwoma laty za większe mieszkania o powierzchni od 40 do 59 mkw”.

Dlatego studenci i studentki ratują się najmem pokojów, ale te także osiągają absurdalnie wysokie poziomy, w większości dużych miast grubo powyżej tysiąca złotych.

Tymczasem akademiki są sprzedawane, o co toczą się walki np. w Poznaniu.

Rozwiązaniem byłoby zwiększenie podaży, np. mieszkań komunalnych oraz akademików, co ustabilizowałoby sytuację w zakresie cen, ale oczywiście opór względem takich programów jest spory, bo lobby rentierskie oplata struktury władzy. Kto by chciał likwidować kurę znoszącą złote jaja?

Właściciele najwięcej pieniędzy wyciskają z migrantów. Zarówno przede wszystkim wewnątrzkrajowych (w tym także studentów), jak i zagranicznych. Struktura gospodarcza tego kraju została w trakcie transformacji ustawiona tak, że po likwidacji wielu zakładów pracy w mniejszych i średnich miejscowościach, niemal wszystko koncentruje się w dużych miastach. A ludzie migrują za pracą oraz nauką, więc powstaje kryzys mieszkaniowy.

Projektując taką a nie inną formę gospodarki kraju należałoby dostosować do niej także infrastrukturę, ale oczywiście tego nie zrobiono w wystarczającym zakresie. Ponieważ wszystko rzucono na żywioł „wolnorynkowy”. Nie trzeba było żadnego jasnowidza, żeby przewidzieć czym to się skończy.

I mamy to co mamy. Ludzi gnieżdżących się w coraz mniejszych i gorszych jakościowo klitkach za coraz wyższy czynsz. A więc zarówno migrujących np. studentów z mniejszych do większych miejscowości, jak i tych, którzy dotychczas mieszkali z rodzicami, ale chcieliby się usamodzielnić, założyć rodzinę. Co jest coraz trudniejsze przy takich cenach czynszów.

I później mamy, wcale mnie nie zaskakujące, nagłówki, że niemal połowa osób w wieku 18-34 lata mieszka z rodzicami. No, jak to się mogło stać? Pewnie „dobrze im u mamusi” i „nie chcą się wyprowadzić”, jak już libkowo-prawicowa opowieść jest gdzieniegdzie snuta. Wcale przecież nic to nie ma wspólnego z tym, że młodego człowieka po prostu nie stać na życie w tym rajskim kraju, który im zbudowali?

Jak skończyło się rozdawnictwo mieszkań zbudowanych w PRL, to się włodarzom tego kraju skończyły pomysły na to, co dalej robić, oprócz tego, żeby wyciskać więcej kasy z najmu w czym ochoczo biorą udział osobniki z każdej partii.

Najmując mieszkanie nie osiągasz „dochodu pasywnego”, ktoś, czyjaś rodzina musi całkiem aktywnie pracować na to, żeby ktoś mógł prowadzić „pasywne” gospodarczo życie. Ktoś musi zamiast skupiać się na nauce, wyrabiać nadgodziny w pracy. Ktoś musi zarywać noce i rezygnować z życia towarzyskiego, żeby ktoś inny mógł prowadzić próżniacze życie na wiecznych wakacjach.

I tak to się kręci w kapitalizmie, jeden żeruje na drugim. A dałoby się to zlikwidować w parę lat. Gdyby zaczęli budować przystępne cenowo i jakościowe mieszkania komunalne. Czy to zrobią? Przekonamy się sami, ale w dużych miastach brakuje co najmniej 700 tysięcy mieszkań. I nie, nie takich budowanych pod spekulacyjne „inwestycje” w oczekiwaniu na dalszy wzrost cen, ale żeby, uwaga szokująca informacja, w nich mieszkać.

Xavier Woliński