Kolejne sondaże i obaj kandydaci dalej idą łeb w łeb. Publicyści liberalni dziwią się, jak to możliwe po tylu skandalach ujawnionych na temat Nawrockiego.
Niech staną przed lustrem i wówczas niech się zastanowią dlaczego. Przecież to jest wynik tej gry, w której uczestniczą i którą sami pomogli zbudować. A ta gra to duopol, sekciarstwo i zamykanie ludzi w bańkach informacyjnych.
Dziennikarze śledczy wykonują swoją pracę, która nie jest łatwa, która jest kosztowna i wymaga wielu umiejętności. Ale sabotują tę robotę ich koledzy z działów opinii i publicyści, którzy niejednokrotnie prowadzą coraz bardziej ordynarną, albo wręcz histeryczną agitkę po stronie konkretnej partii, czy obozu politycznego.
Mogą tłumaczyć, „ale przoduje w tym pisowska prawica” i faktycznie większości pisowskich tygodników i portali nie da się czytać, bo zamieniły się w biuletyny partyjne. Tam żadnego dziennikarstwa śledczego raczej nie znajdziemy. Jedynie tworzenie i umacnianie tożsamości partyjnej sekty.
Tylko co z tego, skoro media liberalne, a przynajmniej ich część, poszły w podobnym kierunku? Nieznośne moralizatorstwo, darcie szat, zaganianie kijem do szeregu, szantaże moralne, itd. Tego czytać też się nie da. Zwłaszcza kiedy jest się lewicowcem i ma się już po dziurki w nosie tej wojny dawnych kolegów, która wyrosła na gruzach AWS-UW.
Rozmawiam z ludźmi, którzy głosowali na rozmaite partie i oni po prostu albo przestali traktować media poważnie, albo zamknęli się w bańce którejś z tych sekt i nic do nich nie dociera. W tych warunkach robota dziennikarzy śledczych ma znacznie utrudnione zadanie, bo po prostu nie trafi do ludzi, albo nie zostanie potraktowana poważnie. Właśnie ze względu na kontekst, w którym zostały dane śledztwa umieszczone.
Sztaby partyjne już dawno odkryły to, że całkowicie od nich niezależne media są szkodliwe dla ich interesu. Dlatego zaczęły wspierać tzw. „media tożsamościowe”. Przy czym nie chodzi tu o tożsamość ideową, ale wierność partii i danemu środowisku. Idee tu są akurat bez znaczenia, bo są całkowicie zależne od bieżącej linii partii. Jak partia mówi, że dany kandydat jest super, to jest super i koniec dyskusji. To samo dzieje się np. w USA.
I oczywiście nie chodzi o to, że teraz publicyści mają udawać całkowitą bezstronność ideową. Wszak na tym polega publicystyka, żeby mieć opinię. Ale chodzi tu o to, żeby właśnie prezentować określone idee, a przede wszystkim wspierać określone rozwiązania bez względu na to, jaka partia je wdraża. A nie łazić na pasku zmiennych taktyk ulubionej partii i dostosowywać swoje teksty do przekazów dnia ze sztabów.
Chodzi nade wszystko też o to, żeby przekonywać ludzi do swoich idei i rozwiązań praktycznych, a nie wyłącznie umacniać tożsamość wyznawców partyjnej sekty. Albo powstrzymywać się z jakimś tekstem, bo „to zaszkodzi mojej partii”. Sam fakt, że jakiś dziennikarz może myśleć w kategoriach „swojej partii” świadczy o jego upadku. On ma służyć wiedzą swoim czytelnikom, nawet jeśli czytelnicy najchętniej czytaliby wyłącznie rzeczy, które utrwalają ich przekonania. Trzeba ludzi przekonywać, a nie dostosowywać się wiecznie ze strachu przed ostracyzmem.
Mam dość prosty test na niezależność redakcji. Polega on na odpowiedzi na pytanie, czy dana redakcja opublikowałaby na parę dni przed wyborami tekst o aferach polityka z obozu bliższego jej ideowo. Czy wyłącznie dotyczy to polityka wrażego obozu. To dopiero jest ciekawe pytanie.
Czas wyjść poza te duszne pomieszczenia i odetchnąć swobodnie. Do czego wszystkich piszących zachęcam. Wówczas może wasze teksty będą miały w końcu jakiś szerszy wpływ na rzeczywistość.
Xavier Woliński