Mieszkanie prawem nie towarem, czyli jak przesuwać dyskurs

Tusk powidział, że mieszkanie prawem człowieka. Roma locuta, causa finita, libki!

A serio, to ja wiem, że to raczej typowe Tuskowe puszczanie oka. Ale z drugiej strony tak właśnie przesuwa się ten cały dyskurs. Coś staje się powoli tak mainstreamowe, że nie wypada o tym nie wspomnieć. Nawet cynicznie. I to już potem żyje swoim życiem i utrwala się w dyskursie powoli.

Tak się zmieniła atmosfera wokół reprywatyzacji. Najpierw grupka lokatorów i lokatorek zrobiła raban. Nikt tego nie traktował poważnie, a potem jednak proces udało się zahamować, choć niestety nie odwrócić już szkód. Ale pamiętajmy, to zaczynała grupka ludzi, a nie wielkie partie z wielomilionowym zapleczem.

Tak samo grupka ludzi z ruchu lokatorskiego sformułowała już dobre kilkanaście lat temu, o ile nie dawniej proste hasło: „Mieszkanie prawem nie towarem”. Nosiliśmy to latami na transparentach, pojawiać się zaczęły pojedyncze artykuły i potem krok po kroku zaczęło przebijać się do dyskusji internetowych, Gwiazdowski zgani, ktoś inny pochwali, ktoś inny, że to komuna, a ktoś inny, że komuna czy nie, ale gdzieś mieszkać trzeba. I tak się to powoli staje tematem medialnym, a potem politycznym.

A teraz libkowy wódz to hasło, cynicznie czy nie, ale powtarza. Tusk dobrze czuje atmosferę i wie, że nawet libki będą musiały się jakoś ustosunkować do dramatycznej sytuacji mieszkaniowej. To zaczyna się powoli wręcz wybijać jako temat numer jeden dyskusji, obok inflacji i innych typowych tematów.

Co libki z tego zrobią i jak przemielą, tego nie wiem. Ale to, że stopniowo to nasze hasło, naszych małych grupek zaczyna być oczywistą oczywistością, to dobrze, a nie źle. Teraz inni będą musieli temat przebić i bardzo dobrze. Niech się szarpią o to, kto lepiej poradzi sobie z kryzysem mieszkaniowym. Ruch lokatorski ma trochę osób, które chętnie podpowiedzą, co należałoby zrobić, jeśli nie wiedzą, ale niech się licytują.

Tak się robi politykę i tak się wpływa na zmianę sytuacji.

Xavier Woliński