Mroczny dzień dla ludzkości

„Dla mnie to jest kolejny mroczny dzień dla ludzkości” – pisałem rok temu, kiedy okazało się, że Putin jednak nie ma zamiaru ograniczyć się do okupacji Ługańska i Doniecka i rozpoczął pełną inwazję na Ukrainę.

To było trudne do wyobrażenia, że się na coś takiego zdecyduje, bo to była po prostu bezbrzeżna głupota. Nawet Zełenski nie chciał w to wierzyć.

22 lutego 2022 r., kiedy już wojna na pełną skalę wydawała się być pewna, próbowałem oszacować jaką osiągnie skalę. „Inwazja na całą Ukrainę mogłaby okazać się zbyt kosztowna. Należy pamiętać, że korzystając z przewagi militarnej można doprowadzić do okupacji, a następnie ugrzęznąć w niekończącym się konflikcie i w efekcie przegrać. A to działoby się przecież przy samej granicy kraju i destabilizowałoby także samą Rosję”.

Nie doceniłem bezmiaru głupoty i odklejenia od rzeczywistości Putina i jego kliki. Choć trzeba przyznać, że i tak miałem lepsze rozeznanie w sytuacji niż spora część zachodnich analityków, którzy uważali, że Kijów padnie w trzy dni, a w miesiąc będzie pozamiatane i Rosja posadzi na prezydenckim stołku jakiegoś swojego figuranta.

Stało się mniej więcej właśnie tak, jak przewidziałem. Ugrzęźli w niekończącym się konflikcie, który nie tylko niszczy życie ludzi i dewastuje Ukrainę, ale drenuje siły samej Rosji. Nie ma to żadnego sensu. Długofalowo na dwa dni przed pełną inwazją przewidywałem, że „próba opanowania tak dużego kraju jakim jest Ukraina spowodowałyby poważne zagrożenie wywrócenia się całego projektu zwanego Federacją Rosyjską”.

I obecnie ten ostatni punkt i jego potencjalne skutki jest poważnie dyskutowany na świecie.

Tak czy owak, ludzie giną w absurdalnej wojnie, bo komuś się zamarzyła odbudowa imperium. Dorobek całych pokoleń idzie w gruzy, bo Kremlowi się pomyliły stulecia i ktoś tam naczytał się zbyt wielu książek biograficznych o rosyjskich carach.

Świat po 24 lutego stał się bardziej mrocznym i smutnym miejscem, a głupota władców bardziej przygnębiająca niż wcześniej. Jedyne, co mnie pociesza to samoorganizacja i samopomoc zwykłych ludzi, która wówczas zaskoczyła wielu, zwłaszcza polityków, którzy zawsze uważają, że siłą sprawczą są głównie oni, a nie „jacyś tam nieznani nikomu ludzie”, którzy co najwyżej nadają się do bycia urabianą jak ciasto „masą elektoralną”.

Gdyby nie ta eksplozja wsparcia ludzi dla innych ludzi, byłbym w jeszcze gorszym nastroju niż jestem od lutego zeszłego roku.

Xavier Woliński