Nie potrzeba nam porad salonu

Jest coś perwersyjnego, kiedy publicyści z krakowsko-warszawskiego salonu krytykują lewicę, że jest „nieodpowiednio lewicowa i ludowa” w… Gazecie Wyborczej. I że to wina partii Razem, że jest jak jest, bo coś tam.

W Wyborczej, że wina Razem… Wicie rozumicie. W gazecie, która jak nikt tutaj odpowiada za to, że lewica kojarzy się z jakimś jaskiniowym neoliberalizmem ocierającym się swego czasu mocno o neokonserwatyzm amerykański.

Jak wiecie, „są na lewicy rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli”. Ile ja tutaj poświęciłem swego czasu akapitów w krytyce lewicy partyjnej, to tylko najwierniejsi czytelnicy i czytelniczki pamiętają. Ale po pierwsze, co innego krytykować lewicowe paradoksy i absurdy z perspektywy „dołów”, z perspektywy klatki schodowej starej kamienicy, strajkującego zakładu pracy, cotygodniowego spotkania organizacji lokatorskiej, a co innego z perspektywy salonowej gazety. To nie tylko jest niewiarygodne, to jest po prostu śmieszne.

My sobie tu na lewicy poradzimy i się rozliczymy bez porad i pomocy libkowych gazet. Może libki by się zastanowiły jak to się stało, że w kraju w którym rząd dusz od dziesiątków lat na zmianę trzyma „Do Rzeczy”, „GaPol” i „Wyborcza”, za chwilę rząd będzie układała Konfederacja? Może to jednak nie „gupie lewaki”, co to jakąś „kulturką” się zajmują, ale przede wszystkim ośrodki, które tutaj odpowiadają za dominującą narrację?

Lewica partyjna tu umarła dawno temu, jak niektórzy ówcześni jej „baronowie” zaczęli czytać i brać porady Wyborczej na serio, obwieszać Balcerowicza orderami i wprowadzać liberalne „deformy”. W tamtym okresie lewica partyjna na moich oczach umierała, oczach wówczas jeszcze wyborcy lewicowej partii, dodajmy. Wszelkie późniejsze próby przywracania lewicy, czy to w formie „tylko socjal, nie drażnijmy konserwy”, albo „socjal plus prawa człowieka” nie miały już nawet cienia tej popularności co niegdyś.

I my sobie o tym tu dyskutujemy, spieramy się, kłócimy się, trzaskamy drzwiami, przyznajemy o ochłonięciu rację, albo przechodzimy na „pan”. Obojętnie. Ale Wyborczej to raczej sugerowałbym wreszcie na poważnie przeanalizować własny dorobek i własny wpływ na to, że żyjemy w najbardziej bodaj prawicowym kraju UE. Gdzie na poważnie trwają od lat dyskusje, żeby zlikwidować publiczną ochronę zdrowia. Gdzie mamy religijne prawo dotyczące kobiet, osób LGBTQ+. Gdzie jak ktoś dostanie podwyżkę czynszu do 3000 złotych, a jest samotną matką, to jedyną opcją jest przytułek.

W tym kraju trudno jest żyć pod rozmaitymi względami. I tak część lewicy też miała w tym udział. Ale może jednak rozmaite Gadomskie miały większy, bo to oni u zarania III RP tworzyli ideologiczną bazę dla tego ustroju. To oni ogłaszali, że „lewica jak zrealizuje taki a taki program socjalny to doprowadzi do BANKRUCTWA Polski”. A że ówczesna lewica bała się salonu warszawskiego, podporządkowała się tym szantażom i tym samym skazała się na wymarcie. Nie, nie z powodu dyskusji „o dredach”, ale z powodu tych farmazonów balceroidowych, które wówczas łykali niemal wszyscy, bo inaczej było się „zagrożeniem dla demokracji”.

Tak więc, wszystko powinno mieć swoje proporcje, miejsce i czas.

Xavier Woliński