Termojądrowe dziecko POPiS-u

Photo courtesy of National Nuclear Security Administration / Nevada Site Office, Public domain, via Wikimedia Commons

Tusk pięknie wskoczył w narrację o „imigrantach” i próbuje na tym polu wygrać konkurencję z PiS. Straszy w nowym spocie „setkami tysięcy” imigrantów z krajów islamskich, których „wpuścił Kaczyński”.

To jest ta słynna uśmiechnięta, wolnościowa, życzliwa i otwarta prawica, w odróżnieniu od tej prawicy ponurej, zamkniętej i nieżyczliwej?

Tusk oczywiście nie może wygrać tej konkurencji, tak jak i nie może tej konkurencji ostatecznie wygrać PiS, bo obie formacje są w tym z różnych powodów niewiarygodne. Rozpętanie kolejnej nagonki „imigranckiej” jest grą wyłącznie na rzecz Konfederacji.

To jest jak z lansowaniem ciągłym w mediach głównonurtowych tej „troski o gospodarkę”, która okazuje się zawsze w efekcie troską o kapitał. Tak długo przez dziesięciolecia straszyli usługami publicznymi, które „zaraz mają splajtować” (najbardziej wówczas, kiedy stosowali taktykę głodzenia sfery publicznej), straszyli że „podwyżki pensji doprowadzą do masowych bankructw” (bo przecież nie do wzrostu popytu na towary i usługi), że związki zawodowe to „zło absolutne”, a każdy pracownik powinien założyć sobie JDG, nawet jeśli jest dajmy na to hutnikiem.

Najlepiej jakby w Polsce byłoby 30 milionów bieda-firm, wówczas Polska byłaby światową potęgą „przedsiębiorczości”. Oczywiście firm fikcyjnych, bo 90 procent „przedsiębiorców” robiłoby dla tego samego kapitalisty, co wcześniej, ale za to ponosiłby on mniejsze ryzyko, w całości przerzucone na de facto pracownika.

I z tego wieloletniego pitolenia w mediach i szkołach, wyłoniła się Konfederacja. Partia arcypolska, pozszywana z całej tej mitologii, którą nam tu snuto przez lata i od strony kultury i od strony gospodarki. To jest prawdziwe, naturalne, brunatniutkie dziecko POPiS-u.

Ponieważ oni tam się przez te lata niby kłócili o jakieś szczegóły, ale generalnie jeśli ktoś patrzy z odpowiedniej odległości, np. z takich peryferiów politycznych, jak ja, to widzi dokładnie, że to jest jedna, prawicowa partia rozłamana na dwie, które gdzieś tam wpadały momentami w miłosny szał. A Konfederacja to jest wspaniała synteza obu.

I za tę syntezę jądrową zapłacimy w przyszłości potężną eksplozją. Liczę jednak, że po tym termojądrowym wybuchu, kosztownym zwłaszcza dla nas, „zwyklaków”, sytuacja poukłada się wreszcie inaczej. Ten spektakl jednak musi mieć swoją kulminację, do której zmierzamy niczym rozpędzony samochód ku ścianie.

Xavier Woliński