Magdalena Środa opowiada w Wyborczej, że jak się nie założy partii, to nic się nie zdziała, dlatego Marta Lempart powinna założyć partię na bazie OSK.
Przypominam, że już jedna „Partia Kobiet” założona przez wielkomiejskie środowiska liberalno-inteligenckie była i wiele nie zwojowała. To jest w ogóle brak wyobraźni osób pokroju Środy, które tak naprawdę na robieniu polityki oraz działaniu w ramach ruchów społecznych znają się słabo, ale za to mają wiele na ten temat do powiedzenia.
W Polsce powtarzana bez końca jest jałowa mantra, że „instytucjonalizacja ruchu” = założenie partii. Zapominamy, że instytucjonalizacja może przybierać rozmaite formy. W ogóle to jest taki nie wiem skąd wywiedziony schemat strategiczny, że musi być partia. Niektórzy widzą politykę dość prymitywnie. Założymy sobie partię, wybierzemy Komitet Centralny, napiszemy super program i gitara. Profeska, nie to co te oddolne działania!
Ruch LGBT nie potrzebował np. w UK swojej partii, żeby odnieść sukces i żeby Partia Konserwatywna zalegalizowała małżeństwa jednopłciowe. Ruch kobiecy we Francji też nie potrzebował swojej partii, żeby zliberalizować prawo aborcyjne. Potrzebował nie gabinetowych przepychanek polityków i polityczek, ale ciężkiej pracy nad zmianą świadomości społecznej, która dopiero w kolejnych ruchach znalazła swoje przełożenie na poziomie polityczno-legalistyczno-partyjnej piany.
Nie ma żadnych dróg na skróty. Owszem, jedna czy dwie osoby mogą zrobić kariery polityczne, czyniąc sobie trampolinę z ruchów społecznych i już były takie osoby. Zbyt wielkich efektów tego nie widzimy.
Naprawdę nie mia sensu czytać głupot takich „wizjonerek i wizjonerów”. Trzeba natomiast patrzeć na to jak ruchom udało się wygrywać w innych krajach.
Xavier Woliński