Gdzieś mignęła mi dyskusja o tym, że „lewica powinna przemyśleć totalitarne/autorytarne realizacje jej ideałów w XX wieku”, bo inaczej to coś tam strasznego się stanie.
To jest temat rzeka, bo sam jestem zwolennikiem przemyśliwania i krytyki za co mi się po głowie od nostalgików dostaje. Opowiadanie, że w ogóle na lewicy było wszystko super, tylko przyszli źli prawacy i nam to super ukradli jest zwyczajnie niemądre.
Osobiście wciąż uważam, że problem wynika z nadmiernego zakochania się obu (śmiertelnie wrogich sobie potem) frakcji II Międzynarodówki w państwie. Niczym we Władcy Pierścieni gdzie Elrond mówi do Isildura, „Wrzuć ten cholerny pierścień władzy do tej przeklętej góry i go zniszcz!”, moja frakcja to samo robiła względem tamtej frakcji lewicy. No nie posłuchali.
Te pierścienie przyjęły rozmaite formy. Frakcja, która stała się socdemem zadziałała sprytnie. Postanowiła pójść z kapitalizmem na daleko idące romanse i aby być w zgodzie z własnym sumieniem wyeksportowała „ekscesy” tego systemu do krajów Trzeciego Świata. W ten sposób europejskie korpo mogą eksploatować surowce albo siłę roboczą w biedniejszych krajach świata, samemu pozować na hiper-eko-świadomą-socjalną alternatywę, ładując zresztą sporo energii w indywidualizowanie systemowych problemów ekologicznych (kupuj odpowiedzialnie, bla bla bla). Europa mogła być socjalna właśnie dlatego, że istniało „zewnętrze”, które mogło być wyzyskiwane, jak i tanią imigrancką siłę roboczą w „socjalnych rajach”. Mogła być socjalna, bo lewicowe partie miały autorytarnego lewicowego straszaka za miedzą.
Fajnie popierać „europejski socjal”, bo tragedie, zabijanie związkowców, wyzysk, krwawe reżimy zostały wyeksportowane poza naszą percepcję. Gdzieś tam wiecie, do jakiejś Ameryki Południowej, Afryki, czy chińskich fabryk, a nawet północnokoreańskich obozów pracy, gdzie wytwarza się te wszystkie luksusowe produkty, albo skąd ściąga rzadkie zasoby.
Z drugiej strony krytyka demoludów i „realsocjalizmu” jest aż nadto znana w naszej przestrzeni więc nie ma sensu jej powtarzać. Autorytaryzm, zamiatanie pod dywan rozmaitych napięć społecznych, które od czasu do czasu eksplodowały w gwałtownych protestach, a w końcu doprowadziły do samolikwidacji tego systemu. Co ciekawe do równoległej samolikwidacji socjaldemokracji doszło praktycznie po drugiej stronie tzw. Żelaznej Kurtyny. Osobiście uważam, że za słabo zbadane są jeszcze zależności systemowe, które do tego efektu doprowadziły.
Ale jednak sądzę, że lewica głębiej przemyślała te kwestie i pięćset razy już się rozliczała z różnymi wyczynami Stalinów i Mao. Rozliczały się też między sobą rozmaite frakcje lewicy (choć nie zawsze dotykając istotny problemu, który jest strukturalny, a jedynie na wyścigi wyliczając sobie, kto ilościowo wymordował więcej).
Te środowiska całkowicie wyparły ze świadomości swoją własną przemoc, a i w mainstreamie często są tolerowane hasła o „mordowaniu socjalistów”, „strzelaniu do lewaków”. Są lewicowe odpowiedniki Korwina, które twierdzą, że Stalin był ok, ale one siedzą w niszach, a Korwin może brylować na salonach, mieć rubryki w poczytnych tygodnikach i opowiadać o mordowaniu wrogów i nikt nic z tym na serio nigdy nie zrobił.
Akceptacja dla wybryków prawicy, wzywania do mordów i dla realnej przemocy z ich strony jest znacznie łatwiej tolerowana, niż ze strony lewicy. Tak samo dla samej prawicowej publiczności więcej jest do przyjęcia. Wręcz zachęca się, żeby tych „kościołów bronić mocniej”.
Tak samo libki nie mają zupełnie przepracowanego wciąż przemocowego charakteru transformacji. Języka pogardy i realnej przemocy ze strony aparatu państwowego jakiej doświadczyły całe wielkie grupy społeczne, a co do dziś opisywane jest wciąż gdzieś na marginesach. Gdyby nie wejście do UE i możliwość ucieczki milionów plebejuszy do „krajów centrum”, to byśmy tu mieli masakry na ulicach, bo każdy kto pamięta wrzenie przełomu wieków i coraz cięższą rękę władzy w tłumieniu protestów, ten wie o czym mówię.
Tak czy owak wszyscy zarzucają sobie przemoc, a najbardziej prawica lewicy. Ale im ktoś bardziej wrzeszczy o przemocy innych, tym bardziej projektuje własne pragnienia na przeciwnika.
Tak więc, skoro akurat się zbliżają chrześcijańskie święta, to mimo żem ateista, wam dobrze wszystkim radzę: „Obłudniku, wyjmij najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego”.
Xavier Woliński