Ubóstwo energetyczne, to temat o którym jest ostatnio coraz głośniej. W związku z wojną i generalną sytuacją na rynku nośników energii, problem zaczyna dotykać więcej osób niż wcześniej. Władze tymczasem, moim zdaniem, próbują radzić sobie z tym chaotycznie i wybiórczo.
Jeszcze przed obecnym kryzysem ubóstwo energetyczne dotykało 3,5 mln mieszkańców Polski. Teraz czeka nas prawdziwa tragedia.
Rząd próbuje wykonywać jakieś ruchy, obawiając się spadku poparcia, ale są one robione na szybko i bez przyjrzenia się, jak to funkcjonuje w szczegółach. Czyli robi jak zwykle.
Przykładowo rząd ogłosił teraz tzw. „tarczę solidarnościową”, ale próg jaki wyznaczył jest oczywiście czysto arbitralny. Żeby uchronić się przed gwałtownym wzrostem cen energii elektrycznej trzeba jej zużyć do 2000 kWh rocznie. Powyżej tego progu ceny gwałtownie wzrosną. Rzeczy w tym, że rząd oparł się na średnich wyliczeniach z GUS-u. Nie wziął jednak pod uwagę, że to niezamożni najczęściej są zmuszeni korzystać z najdroższych form ogrzewania, ale także gotowania. Np. według danych GUS tylko 31 procent mieszkań komunalnych ma dostęp do centralnego ogrzewania, a więc ludzie ogrzewają się za pośrednictwem drogiego prądu, o czym mówią organizacje lokatorskie od lat. Tymczasem posłowie partii rządzącej odrzucili poprawkę senatu rozszerzającą wsparcie dla gospodarstw domowych używających do ogrzewania energii elektrycznej.
Nie istnieje różnicowanie dotyczące progów ze względu na to, kto używa np. energii elektrycznej do gotowania i ogrzewania (wówczas próg powinien być podwyższony). W sytuacji w której z jednej strony krzyczy się, aby odchodzić od gazu (i innych paliw kopalnych, ale gaz teraz jest najbardziej „polityczny”) a z drugiej w zasadzie represjonuje osoby korzystające z energii elektrycznej do gotowania i ogrzewania jest karygodnym pomysłem. Będzie to miało oczywiście skutki dalekosiężne, bo zniechęci inwestowania w tego rodzaju instalacje.
Władza, kiedy wpada w panikę, a ewidentnie teraz się boją, że koryto im odjedzie, zaczyna wykonywać nieskoordynowane i panikarskie ruchy bez przemyślenia, jak to będzie funkcjonować w szczegółach i długofalowo. Teraz rodzina z dwójką dzieci (nieduże podniesienie progu zaczyna się od trzeciego), która gotuje na płycie indukcyjnej, będzie miała po prostu przerąbane. A jeśli jeszcze dojdą do tego rozmaite „zdalne” zajęcia, czy praca i w związku z tym wzrośnie pobór energii, to już nawet nie ma o czym mówić i „ostatni gasi światło”.
Tak to wygląda, kiedy tego rodzaju programy tworzą bogaci politycy odklejeni od rzeczywistości milionów niezamożnych osób.
Xavier Woliński