Rozkład rosyjskiego hegemona

army parade near kremlin Photo by Дмитрий Трепольский on Pexels.com

Największy kłam prokremlowskim optymistom opowiadającym bajki, że „wszystko idzie zgodnie z planem Putina, proszę się rozejść, nic się nie dzieje” zadaje to, co dzieje się nie w samej Rosji, ani nawet Ukrainie, ale w, jak to określa Kreml, „bliskiej zagranicy”.

Rozkład siły lokalnego hegemona, który postanowił zawrócić kijem rzekę i wrócić do pozycji hegemona globalnego, ujawnia się w tym, co dzieje się np. kwestii konfliktu azersko-armeńskiego.

Azerbejdżan zaatakował już nie tylko w Górskim Karabachu o który toczy się od dawna konflikt, ale na samym terytorium Armenii. Armenia będąc w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym razem z Rosją, poprosiła zgodnie z zasadami układu o uruchomienie procedur traktujących atak na Armenię, jak atak na każdego członka. Co zrobiła Rosja? Niemal nic nie zrobiła, poza „wyrażeniem sprzeciwu”. To znacznie mniej niż spodziewali się zagrożeni przez Turcję i Azerbejdżan Ormianie.

Rosja oczywiście nic nie może zrobić realnie, bo raz że zależy jej na w miarę dobrych stosunkach z Turcją (to przez ten kraj idzie spora część eksportu i importu do Rosji obecnie), a dodatkowo sama zajęta jest jak wiemy „specoperacją” w Ukrainie, gdzie idzie jej ostatnio najoględniej mówiąc tak sobie.

Tak jak powtarzam od dnia rozpoczęcia inwazji na Ukrainę – Rosja, w bzdurnym i nierealnym projekcie „odbudowy imperium Romanowów”, postanowiła odsłonić wszystkie swoje karty, a te okazały się tak słabe, że zaskoczyło to niemal wszystkich. Brnąc dalej w tę beznadziejną wojnę i jeszcze bardziej osłabiając się, nie tylko spowodowała, że nastąpiło odmrożenie rozmaitych konfliktów w jej otoczeniu, ale przede wszystkim doszło do ostatecznego już chyba potwierdzenia hegemonicznej pozycji Chin w Azji.

Tej słabości mogą nie widzieć fanatycy Kremla, ale widzą ją politycy i wojskowi z okolicznych państw. Dlatego atak na Armenię, dlatego teraz mamy starcia zbrojne pomiędzy Tadżykistanem i Kirgistanem. Także te kraje były częścią rosyjskiego imperium i Rosja tam ma wpływy.

Także Kazachstan próbuje uniezależnić się od wpływów Rosji. Kreml sądził, że zapewnił sobie bezpieczeństwo „na tyłach” w tym ważnym dla nich kraju, dokonując tam, zaraz przed inwazją na Ukrainę, interwencji wojskowej, wspierając obecną władzę Kasyma-Żomarta Tokajewa. Rzecz w tym, że ku zaskoczeniu samego Kremla, Tokajew zaraz po inwazji Rosji na Ukrainę, rozpoczął własną rozgrywkę, słusznie przewidując, że ta bezsensowna eskapada osłabi Rosję i otworzy przed Kazachstanem nowe możliwości.

Kazachstan, z jego ogromnymi zasobami naturalnymi i ważną pozycją w Azji Środkowej, rozpoczął własną grę w której podstawową rolę grają Chiny. Już wcześniej była próba uwolnienia się z uścisku Moskwy, ale teraz postanowili iść znacznie dalej. Początkowo podejrzewałem, że w związku z klęską w Ukrainie, Rosja może chcieć powetować sobie straty dokonując kolejnej zbrojnej interwencji w Kazachstanie, żeby mu uświadomić, jak bardzo się myli w swoich kalkulacjach i jednocześnie podnieść morale własnego społeczeństwa. Putina, w razie klęski w Ukrainie, uratować może tylko jakaś kolejna „mała zwycięska wojenka”.

To się może nie udać, bo Chiny w ostatnich miesiącach bardzo jasno deklarują, że stoją na stanowisku integralności i niezależności Kazachstanu. Żeby nie było żadnych wątpliwości, przywódca Chin Xi Jinping w swoją pierwszą od czasu wybuchu kryzysu zdrowotnego podróż zagraniczną wybrał się właśnie do Kazachstanu. To jest jasny sygnał dla Rosji, żeby nic nie kombinowała bez ich zgody, jeśli nie chce zdenerwować chińskich polityków. Wszyscy powtarzają, że „nie ma odbudowy imperium rosyjskiego bez Ukrainy”, ja bym dodał, że również bez Kazachstanu. A ten, z powodu nieudanej próby „odzyskania” Ukrainy, zaczyna mu się także wymykać.

Bez względu na to, co sentymentalni podróżnicy do XX wieku uważają, Rosja nie jest już graczem globalnym, nie ma już wielkiej rozgrywki USA-Rosja. Jest rozgrywka USA-Chiny. A Rosja jest graczem lokalnym, któremu nawet ta rozgrywka zaczyna się wymykać spod kontroli i traci wpływy w krajach w których dotąd pozycja Kremla wydawała się niezagrożona.

Tak jak pisałem parę miesięcy temu. Rosję ta absurdalna inwazja na Ukrainę będzie srogo kosztować. Nie tylko w konflikcie z Zachodem, ale przede wszystkim zapłaci coraz szybszym osuwaniem się w zależność od Chin. Kreml ma coraz mniej możliwości ruchu. Wszyscy to widzą i wszyscy próbują wykorzystać.

Nie tylko Zachód, na którego punkcie mają fiksację, ale także Pekin, a nawet do pewnego stopnia Turcja. Wszyscy chcą się pożywić na cielsku dawnego imperium wysysając z niego surowce, ale także kontrolę polityczną nad otoczeniem. Może to oznaczać także kolejne bezsensowne konflikty zbrojne, bo lokalni watażkowie chcą budować teraz także swoje mikroimperia i „wstawać z kolan”, jak to widzimy w przypadku np. Azerbejdżanu.

Xavier Woliński