Dziękuję za wspólną pracę i działania w ramach Wolnelewo. Dzisiaj zaczynamy iść inną drogą, ale mam nadzieję, że wciąż w przyjaźni będziemy pracować na rzecz lepszej Polski dla każdej i każdego. Dziś rozpoczynam współpracę z Najwyższym czasem.
Nie no spokojnie. Jeszcze nie przeszedłem lobotomii. To oczywiście żart nawiązujący do głośnego obecnie transferu posłanki i wiceprzewodniczącej klubu Lewicy Moniki Pawłowskiej do prorządowego Porozumienia Gowina.
Wiecie, jeszcze niedawno fociła się na protestach kobiecych z błyskawicami, płomiennie atakowała rząd Zjednoczonej Prawicy, której jak wiadomo częścią jest Porozumienie, a dziś wesoło przeskakuje z tzw. „Lewicy” do Porozumienia. Oczywiście, jak zapewnia, to wszystko dla Ukochanych Wyborców i Polski, bo na pewno nie dla żadnych osobistych profitów politycznych.
Cóż, parlamentaryzm zostanie parlamentaryzmem i takie wolty to w tym systemie żadna rewelacja. Nie takie przemiany już ludzie dla karier przechodzili. Na tym polega krytykowany przeze mnie „wolny mandat”, który pozwala posłom i posłankom w dniu zaprzysiężenia powiedzieć wyborcom i wyborczyniom: a teraz możecie pocałować misia w d…
Skoro poseł reprezentuje, zgodnie z konstytucją, taką abstrakcję jak „naród”, to w zasadzie nie reprezentuje nikogo, a jedynie to co ma aktualnie w głowie i co akurat teraz jawi mu się jako osobista korzyść.
Kontrastowo: W organizacjach w których działałem w ostatnich latach, jeśli dochodziło do konieczności podejmowania decyzji ponadlokalnie to każda podstawowa jednostka organizacyjna wysyłała delegatkę lub delegata wiązanego pisemnym mandatem. W ten sposób delegat był faktycznie jedynie „posłańcem”, a nie decydentem, który za naszymi plecami podejmuje decyzje na podstawie niejasnych odwołań do abstrakcyjnych „wyborców” czy „narodu”. To działało zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym. Kiedyś sam byłem delegatem i w życiu nie widziałem sprawniej prowadzonych zjazdów. Mój mandat to był spory skoroszyt, ale jako że panował idealny porządek, każdy wiedział co i gdzie ma w danej chwili robić. A margines mojej decyzyjności był nieduży i zapisany jasno w mandacie. Nie było przechodzenia do innych „obozów”, nie było przekupstwa i machlojek w kuluarach. Jakbym przyjechał i powiedział ludziom, że głosowałem inaczej niż było zapisane w mandacie to bym został rozsieczony na szablach. Zresztą nie miałbym nawet takiej możliwości, bo w razie wątpliwości każdy miał prawo wglądu do mojego mandatu w czasie obrad.
Tak działa to w dojrzałej demokratycznej i wolnościowej strukturze, a nie w tej pokrace i parodii demokracji zwanej demokracją przedstawicielską. Pawłowska to jest jeden z licznych objawów tej choroby w której „wola wyborców” to ścierka do wycierania sobie gęby, a poza tym nic nie znaczy.
Xavier Woliński