Pańska przemoc

Scena z teledysku "Z batogami na panów" zespołu R.U.T.A.

Postscriptum do historii Jaśnie Wielmożnego Pana księcia Macieja Radziwiłła, który pańszczyznę nam tłumaczył. Jak zwrócono mi uwagę jaśniepan kontynuował swój ostatni zajazd w Koronie i próbował uprawiać różnego rodzaju, typowe dla grup uprzywilejowanych, zabiegi „uspokajające atmosferę”.

Polemizującym z nim zarzucał „falę nienawiści, głupotę i kłamstwa”. Oskarżał o wywoływanie „złych emocji prowadzące niektóre osoby do skrajnej agresji”. Generalnie robienie z siebie ofiary i pouczanie „ale po co te emocje?”.

Przejrzałem sobie profil facebookowy pana pacyfikatora emocji. No i pomiędzy kolejnymi zdjęciami zakupów obrazów i okazów antykwarycznych, znalazłem takie kwiatki jak np. „śmieszkowe” memy sugerujące, że socjalistów należy zabijać, bo rzekomo „odpowiadają za 100 mln ofiar”, znalazł się też obrazek wyzywający dość mało arystokratycznymi wyrazami osoby, które propagują jego zdaniem tzw. „polityczną poprawność”.

Jednocześnie te same osoby krytykują używania w memicznym kontekście gilotyn. I generalnie odżegnują się od przemocy. Gdzieżby, nawet w żartach, pan łaskawy groził wyduszeniem wrażych socjalistów.

To jest charakterystyczne w rozmaitych dyskusjach. Lewakom zarzuca się promowanie agresji, kiedy tylko wspomną o rewolucji czy buncie, kiedy zaśpiewają jakąś tam rewolucyjna piosenkę z dawnych czasów. I to się nie zdarza wyłącznie ze strony skrajnych prawicowców, ale też „mieszczańskich libków”. Pewien znany tu i ówdzie, wiecznie pomstujący na lewicę i lewaków publicysta Polityki i Wyborczej pisał mi w wiadomościach prywatnych, że jestem bolszewikiem i chciałbym ich wszystkich wybić (to bzdura, niczego takiego nigdzie nigdy nie pisałem, nawet w żartach). Już sam fakt radykalnego sprzeciwu wobec liberalnej polityki, która ma autentycznie krew na rękach (vide reprywatyzacja kamienic), budzi od razu skojarzenia krwawych rozpraw i wizje Szeli.

Lęk w elitach przed ludowym gniewem jest ogromny. Robią wszystko, żeby go albo wyszydzić, albo wytknąć „promocję przemocy”. Jednocześnie te same osoby nie widzą ile przemocy i krwi zawarte jest w ich własnych pieśniach, które z lubością śpiewają i „nie widzą w nich niczego złego”. Weźmy dajmy na to hymny narodowe. W niemal każdym (poza chyba czeskim), jest krew, odbijanie szablą „co nam obca moc wydarła”, albo „by ziemię krwią napoić, przyszedł czas!”, itp.

Pieśni „patriotyczne”, którymi karmią dzieci w szkołach pełne są scen przemocy i rozmaitych „dni krwi i chwały” i „Hej, kto Polak, na bagnety!”. I szlacheckiego gniewu „zemsta, zemsta, zemsta na wroga, Z Bogiem — i choćby mimo Boga!”. Jeśli wróg to obcy, Moskal, czy inny podejrzany rasowo typ, to można, jeszcze jak. Można poniżać klasy niższe, można wyzywać od chamów. Ale spróbuj zaśpiewać im jakąś pieśń buntu chłopskiego to zaraz się zacznie pouczanie, że „chcecie podpalić Polskę”, „ale po co ta agresja, nie możemy porozmawiać jak kulturalni ludzie?”, „Bolszewiki!”.

A propos bolszewików, to niejeden dziś „szacowny” opozycjonista piszący pacyfikujące teksty do gazet, śpiewał żenującą żołdacką piosenkę o „gonieniu bolszewika”. W tej bardzo popularnej wśród inteligencji podziemnej lat 80. piosence, oprócz tego, że naturalnie cieszą się, że jeden z pułków jest czerwony, bo „bolszewików krwią zbroczony” znajdujemy mniej lub bardziej zawoalowane odniesienie do gwałtów na kobietach, podane oczywiście w „wesołej formie”: „Zawsze łasy na niewiasty/To ułanów pułk szesnasty”, ” „Pełen manier ładnych dworskich/Osiemnasty pułk pomorski (…) „Osiemnasty spod Libawy/Przywiózł panny dla zabawy”. No i już bez bawienia się w eufemizmy: „Gwałci panny, gwałci wdowy/dziewiętnasty pułk morowy”.

Istniejące prawo, urządzenie polityki i gospodarki, czy generalnie kultura, to zawsze jest wynik dawniej przegranych bitew, często krwawych, które ustalały na dziesięciolecia, a czasem stulecia kto jest panem, a kto poddanym. I ślady tego możemy właśnie odnajdywać w skamielinach kultury. Między innymi w takich tekstach piosenek jak powyższe „Żurawiejki”, gdzie „Tępi chamów jak cholera/Pułk ułanów od Hallera” Teraz chyba trudno się dziwić, skąd w polskiej kulturze, także, a może raczej zwłaszcza, wśród elit przyzwolenie na przemoc. Przemoc symboliczną i całkiem realną wobec „chamów, kobiet i mniejszości”.

Zwrócicie uwagę jak bardzo to jest już „niezauważalne” dla większości ile przemocy jest w tym co dozwolone i celebrowane w sferze symbolicznej. Śpiewanie o przelewaniu krwi jest ok, jeśli jest podane w patriarchalnym, „patriotycznym” sosie. Wtedy przejdzie wszystko, łącznie z gwałceniem chłopek i duszeniem socjalistów. Stąd też Korwinowi nigdy z głowy włos nie spadł. Może wzywać do przemocy wprost i jest traktowany przez elity polityczne, ale także system prawny, jak „nieszkodliwy radykał”. Nieszkodliwy, bo wyrażający wprost to czym nasiąknięta jest nasza kultura elitarna „po chichu”. Korwin mówi kawa na ławę coś co między wierszami, niemal niewidoczne jest u nas wszędzie w kulturze powszechnie uznanej. A jednocześnie każde odwołanie do przemocy chłopskiej, czy robotniczej (o ile naturalnie nie dotyczy zrywów przeciwko „komunie”), jest traktowane z największym oburzeniem i ścigane niejednokrotnie prawnie.

Tutaj ujawnia się też prosty fakt, ukryty na co dzień, choć zupełnie stojący na widoku. Przemoc „patriotyczna”, „w imię ojczyzny”, „dla państwa” jest hołubiona i traktowana jak oczywistość, a nawet obowiązek. Chodzi naturalnie o obróbkę jaką poddawani jesteśmy wszyscy, a zwłaszcza młodzi mężczyźni. Normalny człowiek nie jest skory do przemocy, zwłaszcza względem jakichś kwestii abstrakcyjnych. Przemoc wymaga wydatkowania sporej dawki energii, dlatego generalnie przeciętny człowiek unika jej stosowania. A więc, żeby w imię interesów garstki polityczno-ekonomicznej młodzi faceci chcieli walczyć na polach bitew, trzeba było mocno sprać im mózgi w szkole, a często i kościele. Stąd do dziś większość facetów zasila te wszystkie radykalne „ruchy narodowe”. To jest oczywiście efekt szerszej edukacji. Jaka przemoc u nas jest dozwolona, a nawet wspierana przez państwo, a jaka nie jest.

Spalenie opony na proteście robotniczym to skandal, odpalenie racy to zachowanie chuligańskie, a rzucenie kamieniem to zbrodnia. Zabijanie w piaskach pustyni jakichś biedaków – to jest czyn chwalebny. Śpiewanie o „odbieraniu szablą” to edukacja patriotyczna, śpiewanie „”By łańcuch spadł z wolnego ducha/A dom niewoli zniszcz i spal!” – to już wywrotowa, przemocowa agitacja.

Tak więc panowie, nie uczcie chamów na temat przemocy i nienawiści, bo sami jesteście nią przepełnieni. Ale w wyniku szkolnej obróbki ideologicznej spowodowaliście, że ta przemoc i nienawiść stała się przezroczysta, niezauważalna, choć przecież ta „krew i szabla” stoi nam na widoku cały czas. Żeby pouczać innych sami musielibyście swoją kulturę wyczyścić z przemocy, ale wtedy runąłby porządek społeczny, więc nie możecie.

Xavier Woliński