Wczorajszy tekst na temat „flipów (czytaj: przekrętów mieszkaniowych) na stanach prawnych” wywołał spore zainteresowanie.
Wiem także z innych źródeł, że osoby są nękane w mniej delikatny sposób, w jaki opisałem w tekście. Celowo próbuje się różnymi mniej lub bardziej zgodnymi z prawem metodami wymusić sprzedaż czy to części udziałów we własności, ale w skrajnych przypadkach wręcz całej własności np. komuś, kto posiada już jedno lub kilka mieszkań w danym budynku. Celowe zaniedbania przestrzeni wspólnych, blokowanie działania wspólnot mieszkaniowych, czy wieczne remonty uniemożliwiające zamieszkanie, to najczęściej pojawiające się przykłady.
Nawet nie próbują wymyślać niczego innowacyjnego, co by stworzyło produkt czy usługę, która jakoś tam przynajmniej w teorii może poprawić ludziom życie albo przynajmniej humor. A tutaj mamy typowy pasożytniczą formę gospodarczą, gdzie inwestuje się w nieruchomości i czerpie zysk ze spekulacji nimi. Nic się tutaj nie wytwarza, nic innowacyjnego się nie pojawia. Czyste żerowanie na obecnej strukturze własnościowo-prawnej.
Jedyną radę, jaką mam dla takich osób, to jest, jak zwykle, zrzeszyć się i zacząć wywierać presję na polityków, żeby coś zaczęli z tą patologią robić. Nie będzie łatwo, bo spora część świata polityki jest związana z tego rodzaju „inwestycjami”. Całe partie, ale i poszczególni politycy, żyją z nieruchomości.
Ale innego sposobu na zmianę nie ma. Trzeba zacząć się awanturować. Zawsze można brać wzór z ruchu lokatorskiego, który także mimo silnego przeciwnika coś jednak uzyskał.
Xavier Woliński