Pasożytniczy styl życia

Wczorajszy tekst na temat „flipów (czytaj: przekrętów mieszkaniowych) na stanach prawnych” wywołał spore zainteresowanie.

Wiem także z innych źródeł, że osoby są nękane w mniej delikatny sposób, w jaki opisałem w tekście. Celowo próbuje się różnymi mniej lub bardziej zgodnymi z prawem metodami wymusić sprzedaż czy to części udziałów we własności, ale w skrajnych przypadkach wręcz całej własności np. komuś, kto posiada już jedno lub kilka mieszkań w danym budynku. Celowe zaniedbania przestrzeni wspólnych, blokowanie działania wspólnot mieszkaniowych, czy wieczne remonty uniemożliwiające zamieszkanie, to najczęściej pojawiające się przykłady.

Sygnały o takich praktykach są z całego kraju, głównie z dużych miast. Ostatnio np. z Krakowa. Obawiam się też, że problem nie będzie malał, tylko narastał, bo mieszkania są coraz droższe i są jednym z głównych pomysłów na zyskowne „inwestowanie” ludzi pozbawionych wyobraźni, którzy nie mają pomysłu innego na życie (jak zresztą powiedziała mi jedna z takich „inwestorek”).

Nawet nie próbują wymyślać niczego innowacyjnego, co by stworzyło produkt czy usługę, która jakoś tam przynajmniej w teorii może poprawić ludziom życie albo przynajmniej humor. A tutaj mamy typowy pasożytniczą formę gospodarczą, gdzie inwestuje się w nieruchomości i czerpie zysk ze spekulacji nimi. Nic się tutaj nie wytwarza, nic innowacyjnego się nie pojawia. Czyste żerowanie na obecnej strukturze własnościowo-prawnej.

Jedyną radę, jaką mam dla takich osób, to jest, jak zwykle, zrzeszyć się i zacząć wywierać presję na polityków, żeby coś zaczęli z tą patologią robić. Nie będzie łatwo, bo spora część świata polityki jest związana z tego rodzaju „inwestycjami”. Całe partie, ale i poszczególni politycy, żyją z nieruchomości.

Ale innego sposobu na zmianę nie ma. Trzeba zacząć się awanturować. Zawsze można brać wzór z ruchu lokatorskiego, który także mimo silnego przeciwnika coś jednak uzyskał.

Xavier Woliński