Część firm szykuje obniżkę pensji pracowników, by zaoszczędzić na korzystnych dla nich zmianach podatkowych – informuje Rzeczpospolita.
Piękne post scriptum dla mojego poprzedniego tekstu o patofiremkach. Rzeczywistość weryfikuje zawsze wszelkie fantazje o fałszywej dychotomii „wyzysk w małych firmach lepszy niż w dużych korpo”.
Czytajmy dalej: „Pomysłowość polskich przedsiębiorców zaskoczyła rząd Mateusza Morawieckiego. Okazało się, że część z nich planuje skonsumować korzystne dla pracowników zmiany Polskiego Ładu. Podwyższenie kwoty wolnej od podatku i wprowadzenie ulgi dla klasy średniej w przypadku zarabiających na poziomie minimalnego wynagrodzenia miało dać im ponad 150 zł podwyżki miesięcznie. Do rządu docierają już jednak głosy, że niektóre firmy obniżają pracownikom wynagrodzenie, by dostosować wysokość ich pensji do zmienionych przepisów podatkowych. Pracownik nic na Polskim Ładzie nie zyska, ale pracodawca oszczędza na obniżonych kosztach jego zatrudnienia”.
I tego nie musiałem czytać u żadnych brodatych klasyków. Przez lata działalności pracowniczej widziałem to na własne oczy, a brutalność polskiego rynku pracy powoduje, że całkowicie straciłem złudzenia i jakąkolwiek „wyrozumiałość”.
Jeśli ktoś tutaj wymaga, żebym empatyzował z „ciężkim losem byznesu” to niestety pomylił adresy. To żądanie jest ponad moje siły. Za dużo widziałem, za dużo się użerałem i z małymi firemkami i wielkimi korpo. Pod Amazonem też organizowaliśmy protesty. Nawet pod posiadłością samego Bezosa w Seattle nasze koleżanki i koledzy z USA zrobili dla naszego pracownika skuteczną akcję. Tak więc wyrobiłem ponadlewacką normę w życiu, jak sądzę.
Natomiast takiej brutalności i bezczelności, jaką widziałem w polskich małych firemkach to ciężko szukać. Najczęściej tym się zajmowaliśmy, bo wiele związków nie było zainteresowanych tym tematem, bo to „drobnica” i „zwrot ze składek” za słaby z walki w jakiejś małej firmie. To, czego się naoglądałem starczyłoby na serial na platformie streamingowej, przy której te filmy z USA w trendzie „społecznym” ostatnio modnym, myślę okazałyby się łagodną krytyką. Naszarpaliśmy się mocno z „panami przedsiębiorcami”, którzy uważają że np. jak ktoś pracuje na zmywaku jest jakimś gorszym człowiekiem niż on.
Całe lata to było pikietowanie lokali, interwencje. Czasem dochodziło do tego, że właściciel wzywał policję, ale jak policja widziała co się dzieje to sama stwierdzała, że takiego hardkorowego wyzysku i patologii bronić nie będzie i odmawiała interwencji, żeby nas usunąć. Tak, coś takiego się działo, choć trudno w to uwierzyć. Oczywiście zdarzało się, że policja stawała po stronie „pana właściciela”, ale możecie sobie wyobrazić do jakich rzeczy dochodziło, skoro nawet polskiej policji „miękło serce”.
Za dużo widziałem, za dużo słyszałem. Stoję po stronie pracownicy i pracownika w konflikcie klasowym. Bez względu na narodowość właściciela (nie, polski biznes nie jest lepszy niż amerykańska korpo), kumoterstwo (kolega lewak prowadzi knajpę, więc wiadomo „przymykamy oko na wyzysk pracownic”), czy wielkość biznesu. Nie ma etycznego wyzysku w kapitalizmie.
Każdej osobie, której to nie odpowiada życzę przyjemnej podróży poza tę stronę.
Xavier Woliński