Oglądałem film dokumentalny o sytuacji pracowników w Korei Południowej. Ich doświadczenia są w wielu aspektach podobne do naszych. Przemęczenie, wypalenie, depresja, poczucie bezsensu.
Kapitalizm jednak w mistrzowski sposób potrafi tworzyć złudzenia i zawieszać marchewkę na kiju. „Jeszcze parę lat i nie będę musiał tak ciężko pracować”, „Jeszcze trochę, kupię domek na wsi i będę wreszcie widziała słońce”, a kiedy to okazuje się oddalać, pozostaje ostateczna obietnica: „Mnie już się nie uda, ale może dzieci będą miały lżej”.
Dominuje poczucie braku stabilności. Obawa, że jeśli w tym kołowrotku przestanie się odpowiednio szybko przebierać nogami, to się z niego wypadnie i będzie koniec. Bez względu na szerokość geograficzną, to nie chciwość, ale lęk są motorem gospodarki kapitalistycznej. Większość ludzi wcale nie pragną superbogactwa, ale zdobycie środków na jako-taką stabilizację swojego życia.
Żeby już się nie bać, że jakieś zawirowanie życiowe, choroba, nie strącą nas w nędzę. Ten strach lukrowany jest jakimiś drobnymi przyjemnościami, jakimś droższym zakupem od czasu do czasu. Ale nie da się od niego całkiem uciec. Ludzie więc poddają się temu kieratowi.
Piramidy finansowe są zakazane, ale największa piramida jest niewidoczna, ponieważ wszyscy w niej tkwimy. Trzeba odsunąć się od niej na pewną odległość, żeby zobaczyć tę ogromną konstrukcję w pełni jej upiorności. Konstrukcję żywiącą się nie tylko naszą pracą, ale także naszymi marzeniami, naszą przyszłością i naszym lękiem.
Z odległości od razu widać, że na szczycie jest bardzo mało miejsca, więc dostać się tam jest prawie niemożliwością. Ale kapitalizm roztacza przed ludźmi wizje, jakoby każdy przy odpowiednim wysiłku, jest w stanie go osiągnąć. Część ludzi wystarczyłoby dostać się nawet na jakiś pośredni stopień, taki w którym nie będą już musieli się martwić tym, czy szef postanowi ich jutro „zredukować”. Ale i tam dostać się jest trudno i coraz trudniej. Niemniej jednak ludzie przebierają nogami tak szybko, jak tylko potrafią, żeby „coś osiągnąć”.
A chodzi w tym wszystkim o to, że jeśli ci na samym dole przestaną kręcić tym kołowrotkiem, to cała konstrukcja się zawali. Tak jak w piramidzie finansowej, gdy kolejni ludzie przestaną zasilać ją środkami. Tutaj jednak jest to o wiele sprytniej skonstruowane. Czasem jednak dochodzi do rewolt ludzi z dołu, którzy odmawiają już dalszej zabawy w chomika.
Wówczas okazuje się jak niewiele ci na szczycie znaczyli dla całej struktury, jak mało wkładali i jak bardzo ich istnienie nie miało kluczowego znaczenia. Wszystko się zawala, gdy tylko ci z dołu zwątpią w sens dalszego napędzania swojej własnej niewoli.
Sądzę, że żyjemy w czasach, gdzie to zwątpienie znowu robi się coraz powszechniejsze na świecie.
Xavier Woliński