„Sztuczna” inteligencja, „naturalna” władza

a woman looking afar Photo by cottonbro studio on Pexels.com

Śledzę dość chaotyczne dyskusje w sprawie tzw. AI, „sztucznej inteligencji”. Jedni mówią, żeby zwolnić, inni, żeby przyspieszać, a trzeci, że wszystko mają zacząć kontrolować biurokraci państwowi, którzy generalnie nawet nie wiedzą do końca o czym mowa. Wszystkie jednak argumenty wciąż pomijają najistotniejszą kwestię. Bazową wręcz.

Ten lęk przed gwałtownymi zmianami towarzyszy nam od początku industrializacji. Obawa, że te ogromne siły wyzwolone przez człowieka obrócą się przeciwko niemu, wywołuje mniej lub bardziej gwałtowne spory. Tymczasem ma to w dużym stopniu związek z modelem gospodarczym, który został równolegle i w powiązaniu z industrializacją ustanowiony. A model ten jest ściśle hierarchiczny i oddaje kontrolę nad gospodarką kapitałowi, który dzieli się tą kontrolą z państwową biurokracją, z którą toczy nieustanne spory. Są to jednak dyskusje o to, która część elit będzie kontrolować nasze życie i naszą przyszłość. Jedni drugim zbyt wielkiej krzywdy zwykle nie wyrządzają.

Ludzie od dawna intuicyjnie to czują, stąd głęboka nieufność. Wszak cała ta potęga, która miała powodować, że wszyscy będziemy pracować lżej, będziemy mieć więcej czasu i kontroli nad swoim życiem, tak naprawdę powodowała, że większość władzy i bogactw trafiało w ręce czy to władców kapitału, czy to państwowych satrapów. Dzięki reżimowi gospodarczemu narzuconemu nam u zarania industrializacji, owoce naszej pracy zawsze jakoś tak “przypadkiem” obracały się przeciwko nam. Choć dopiero teraz dotykać to zaczyna w takim stopniu “wolnych zawodów”. Dziennikarzy, grafików, tłumaczy, a nawet samych informatyków.

To wielopokoleniowe już doświadczenie powoduje, że ludzie boją się kolejnych nowinek. Wszak nowe wynalazki mogłyby ułatwić nam życie i spowodować, że będziemy uwolnieni z monotonii powtarzalnej pracy. A jednak w końcu dzieje się tak, że to ci na szczycie zdobywają dzięki nim więcej wszystkiego, a nam spadają wyłącznie ochłapy. I choć pozornie części ludzkości może żyć się trochę lepiej, to wszyscy żyjemy w rosnącym zniewoleniu.

Niektórym starożytnym niewolnikom też żyło się nieco lepiej. Mogli być nauczycielami, czuć się niemal wolnymi ludźmi i pocieszać się, że ich los jest lepszy od tych harujących w kopalniach. Nie zmieniało to jednak faktu, że byli niewolnikami. Tacy niewolnicy, którzy opowiadają, że “przecież troszkę nam się poprawiło” są filarami obecnego systemu, bez którego ci na szczycie nie zdołaliby utrzymywać kontroli nad nim.

Tymczasem problem z każdym wynalazkiem, z każdą zmianą, która mogłaby służyć wszystkim, jest taki, że kontrolę nad nią sprawują właśnie ci ze szczytów. Dawniej lewica propagowała więc postulat uspołecznienia środków produkcji, gdzie chodziło o to, żeby sama klasa, która wytwarza te wszystkie cuda, które potem są jej przeciwstawiane i służą jej zniewoleniu, przejęła nad nimi kontrolę.

Ten postulat pojawia się w historii walk społecznych od bardzo dawna, od samego początku istnienia obecnego systemu. Niestety sama lewica porzuciła go w dużym stopniu, bo woli brać stronę któregoś fragmentu elit w walce o władzę nad nami. W ciągu XX wieku uspołecznienie zostało wyparte przez proste upaństwowienie, tak jakby biurokracja państwowa nie miała swoich własnych interesów odmiennych od interesów reszty.

Tymczasem teraz, u progu, jak to niektórzy już nazywają, “rewolucji AI”, postulat uspołecznienia powinien powrócić ze zdwojoną siłą. Innymi słowy, kto to będzie kontrolował? Kto będzie miał wpływ na algorytmy i procesy związane z tzw. “sztuczną inteligencją”. Kto będzie czerpał z tego zyski, a kto będzie tracił? W obecnym modelu gospodarczym zyski będą kierowane do garstki na górze, tracić będzie zaś większość pozostałych. Ci na górze w swojej “dobrotliwej dalekowzroczności”, być może nawet zrzucą nam jakieś ochłapy, żebyśmy nadal kupowali jakieś produkty i nie dokonali jakiejś rewolty. Dostaniemy dokładnie tyle i ani trochę więcej.

Te obawy, które kierowane są w stronę samego wynalazku, samego dzieła rąk czy umysłu ludzi, powinny być kierowane przede wszystkim w stronę struktury społecznej i gospodarczej w jakiej żyjemy. Tymczasem kapitalizm staje się hamulcem rozwoju ludzkich możliwości, bo ludzie w obawie przed tym, że staną się niemal bezwolnymi trybikami w wyniku wdrożenia tych zdobyczy, będą starali się je sabotować.

Innymi słowy – albo uspołecznienie, albo niewola. Innej możliwości nie widzę. Ale przecież ci na górze doskonale o tym wiedzą, dlatego takich jak ja zepchnęli w świadomości ludzi do kategorii “skrajnych lewaków” i “wywrotowców”. Tak, aby ludzie podążali bez szemrania za swoimi panami i nie słuchali “burzycieli odwiecznego porządku” w którym panowie są panami, a my im służymy.

Xavier Woliński