Podpisali umowę koalicyjną. W skrócie: Zebrało się pięciu facetów, którzy doszli do władzy w dużym stopniu dzięki gniewowi kobiet i między sobą ustalili nowy kompromis.
W umowie łaskawie wspominają o prawach kobiet w którymś z kolejnych punktów po „bezpieczeństwie” i „wolnych sądach” i wielu innych rzeczach. Opowiadają bajki, bo twierdzą, że „unieważnią wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku”. Oczywiście nie wiadomo jak mieliby zamiar to zrobić w kontekście zapisu Konstytucji o tym, że „orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego mają moc powszechnie obowiązującą i są ostateczne”.
Musieliby używać jakichś kombinacji prawnych, ale za to znowu dostaliby po głowie od swoich konserwatywnych w większości zwolenników „praworządności”, która w umowie koalicyjnej stoi wyżej niż prawa kobiet. Musieliby zrobić to samo co Kaczyński, tylko w drugą stronę, ale tego oczywiście nie zrobią.
Tak więc maksymalnie skończy się jakimiś drobnymi ułatwieniami (np. w kwestii badań) i koniec. „Nowy kompromis”, gorszy nawet od poprzedniego, utrwali się na lata. O ile oczywiście pozwolimy im go utrwalić.
Mnóstwo oczywiście tam jest podobnych zapisów, tak niejasnych, że na dwoje babka wróżyła, co z tego wyniknie. Mają być podwyżki dla budżetówki, ale nie wiadomo jakie. O pracownikach tam w ogóle jest mniej nawet jeszcze niż o prawach kobiet. Mimochodem pojawiają się w zdaniu „widząc potrzebę wsparcia 16 milionów pracowników dofinansujemy Państwową Inspekcję Pracy, by efektywnie broniła ich praw”. Ot i wszystko. Tyle się tylko należy 16 milionom pracowników. Nawet nie wzmocnienie PIP, ale jakieś dofinansowanie. Żadnego realnego wzmocnienia świata pracy (np. ułatwienia dla organizacji strajków, bo teraz żeby to podstawowe uprawnienie pracowników zrealizować, trzeba stanąć na głowie, tyloma zakazami i nakazami jest obłożone). I to wszystko tak przy okazji zapisane w punkcie o… podatkach.
Za to o wielokrotnie mniejszej grupie „przedsiębiorców” są całe akapity. Oczywiście ułatwienia, zwolnienia. Cały osobny punkt poświęcony jest „przywróceniu korzystnych warunków do rozwoju działalności gospodarczej”. Przedstawili tam dramatyczny obraz sytuacji: „ostatnie lata stały pod znakiem wojny wypowiedzianej przez rządzących polskim przedsiębiorcom”. Ta wojna chyba polegała na darowaniu im miliardów w formie rozmaitych dotacji, tarcz i innych form wsparcia. Przypominam, że pracownikom nie zaoferowano żadnej „tarczy”. Za to dla „przedsiębiorców” poszło w dwa lata, ile na 500 plus przez cały okres obowiązywania tego świadczenia. Ładna mi „wojna”.
W kwestii praw osób LGBT+ też tylko króciutko napomknęli, że znowelizują kodeks karny ws. mowy nienawiści. I to wszystko.
Coś tam wspomnieli o transporcie publicznym, ale na to daje kasa Unia (bo w tym rozdaniu funduszy stawia mocny nacisk na transport zbiorowy), więc łaski nie robią, jakiś znajomek się na tym na pewno utuczy. Wspominają o mieszkalnictwie, ale bez konkretów oprócz tego, że będą remontować pustostany. Dramatycznie mało, jak na jeden z największych obecnie kryzysów.
Ewidentnie widać, że o kwestiach pracowniczo-socjalnych pisały tu osoby, które nie mają do tego serca, ani głowy. Widać to wszystko w proporcjach. Najwięcej poświęcono praworządności, a cały osobny rozdział jest o rozliczeniach poprzedników.
Mnie te rozliczenia najmniej interesują, a interesują mnie konkrety w kwestiach dotyczących zwykłych ludzi na co dzień.
I nie, nie jest to „plan na 100 dni”, na „najbliższy okres”. Wyraźnie podkreślali, że to jest program na całe cztery lata. Tyle mają zamiar rzucić ludziom i koniec. I dlatego trzeba im pokazać, że takie „kompromisy” nas nie interesują i żądamy realizacji pełni praw człowieka, w tym praw socjalnych.
Xavier Woliński