Mogło wam umknąć, bo pewnie nie czytacie Do Rzeczy, ale redaktor naczelny tego pisma, że tak powiem, zbliża się do narracji „symetryzującej” w sprawie wojny w Ukrainie.
Paweł Lisicki, bo o nim mowa, bawił na imprezie organizowanej przez kanał wRealu, którego strona, po wybuchu wojny w Ukrainie, została zablokowana przez ABW, najwyraźniej z powodu perspektywy uwzględniającej „wrażliwość Kremla”.
Nie wnikając w dyskusję teraz, czy rolą ABW jest arbitralne decydowanie, jakie opnie mogą być publikowane w internecie (ja uważam, że nie), sprawa musiała być ich zdaniem warta świeczki, żeby narazić się, licznym także wśród zwolenników PiS, fanom tego kanału.
Wracając jednak do panelu dyskusyjnego, Lisicki powiedział tam: – Pierwsza teza, którą Orban postawił to, że wojna na Ukrainie tak naprawdę jest wojną USA z Rosją. Druga teza – odpowiedzialność za to, że doszło do konfliktu spada w dużym stopniu na Amerykę. Oczywiście faktycznym agresorem jest Rosja, ale atak militarny nastąpił dlatego, że przez kilka lat USA systematycznie dozbrajały Ukrainę i czyniły z niej kogoś, kogo by można nazwać członkiem NATO – powiedział Lisicki, dodając, że w USA były głosy ostrzegające przed tym, że dozbrajanie Ukrainy i przyciągane jej do NATO, spowoduje wojnę.
Czyli narracja, którą znamy raczej z wypowiedzi niektórych zachodnich polityków czy publicystów. W obronie opinii Lisickiego stanął oczywiście Warzecha, który także był obecny na tym panelu dyskusyjnym, prowadzonym przez samego Rolę.
Ironia polega na tym, że prawica próbuje skojarzyć wciąż lewicę z ciągiem bolszewicy=Putin=lewica=wrogowie narodu. A tymczasem to z ich najgłębszego zaplecza pochodzą tego rodzaju głosy i to nie z niszowych zinów, ale redaktora jednego z głównych prawicowych tygodników.
Nie zauważam we współczesnej Rosji zbyt dużo lewicowych wartości. Poza tym, że oczywiście LARP-erom może się podobać fakt, że na paradach armia Federacji Rosyjskiej używa jeszcze radzieckich symboli, żeby przyjemność zrobić umierającym powoli weteranom. Podpowiedź: używają w celach nacjonalistycznych, nie ku „chwale komunizmu”.
Natomiast perspektywa, że „Orban nie zrobił nic złego” myślę wcale nie jest marginesem na polskiej prawicy. Wielu by chciało „manewrować” tak jak on, ale generalne nastroje społeczne obecnie na to nie pozwalają. Większość osób w Polsce poczuło się osobiście zagrożonych wojną w sąsiedztwie, odezwały się stare rany i rząd który by próbowałby kombinować, jak w Budapeszcie, raczej dużej popularności by nie zdobył. Oczywiście nie wiadomo, jak nastroje będą wyglądały zimą i wiosną, ale obecnie nie ma tutaj możliwości politycznych dla takiej opcji. Zwłaszcza, że to pole zajmuje już Konfederacja.
Niemniej jednak prawica na wszelki wypadek utrzymuje przy życiu „orbanistów”. Kto wie? Może się im przydadzą?
Xavier Woliński