Polski Ład to ściema

Źródło zdjęcia: https://twitter.com/pisorgpl

Tyle było awantur ostatnio o progresję podatkową, o regresję podatkową, że niezamożni płacą relatywnie więcej niż zamożni. Zarabiający po 20k zapowiadali, że będą przymierać głodem z powodu zmian w Polskim Ładzie i aby się ratować przed niechybną zgubą będą kombinować jak zakładać firemki w Czechach.

Mateusz Morawiecki wysłuchał ich skarg, jak nigdy. Czytam w Gazecie Prawnej, że „chce zrobić ukłon w stronę samozatrudnionych, którzy zarabiają dużo, ale nie mają wysokich kosztów swojej działalności”.

Najważniejszą z nowych zapowiedzi szefa rządu jest utrzymanie dla jednoosobowych działalności gospodarczych, opłacających podatek od przychodu, składki zdrowotnej w formie ryczałtowej.

Będzie ona jednak wyższa, bo podstawą jej naliczania ma być cała średnia pensja, a nie 75 proc. jak obecnie. To oznacza jej wzrost z 381 zł do ok. 509 zł. Kolejna istotna zmiana to obniżenie stawek ryczałtowego podatku PIT dla wolnych zawodów z obecnych 17 proc. do 14 proc. W przypadku świadczenia niektórych rodzajów usług, m.in. przez programistów czy specjalistów IT, stawka zostanie obniżona z 15 proc. do 12 proc.

Ma to zniwelować negatywny efekt wprowadzenia Polskiego Ładu dla tych działalności gospodarczych, które uzyskują wysokie dochody i rozliczają się liniowym PIT. Przy dochodach rzędu 15 tys. zł miesięcznie na nowym rozwiązaniu można byłoby nawet zyskać w porównaniu do tego, co dziś trzeba płacić, rozliczając PIT liniowo.

Pierwotnie proponowane w ramach Polskiego Ładu zmiany w składce zdrowotnej zapowiadały rewolucję w klinie podatkowym. Dziś na klin mają wpływ trzy rodzaje danin – PIT płacony liniowo lub według skali podatkowej oraz ryczałtowe składki na ZUS i NFZ.

Z ich powodu klin jest najwyższy dla osób o najniższych dochodach (muszą opłacać składki, nawet nie mając dochodu), natomiast dla tych o najwyższych jest relatywnie niski. Stąd degresywność systemu. Dla osoby o dochodach 7 tys. zł miesięcznie, a więc w okolicach progu podatkowego, wynosi dziś 29 proc., z kolei dla kogoś z dochodem 15 tys. zł tylko 25 proc.

I gitara. Tak właśnie ma w tym kraju być. Biedni mają ten cyrk utrzymywać dalej. Może w końcu czas się zbuntować. Skoro histeria wywołana przez kilka procent najlepiej zarabiających zrobiła takie wrażenie, to co by się działo jakby w końcu się zaczęło awanturować kilkadziesiąt procent zarabiających najmniej?

No, ale wiadomo, że do tego nie dojdzie, bo spadnie im też trochę okruchów z pańskiego stołu i będą się cieszyć, że w ogóle cokolwiek dostali. A już usłużni prorządowi publicyści im wyjaśnią, jak łaskawy jest dla nich „socjalny” rząd.

To jest kpina i tyle w tym temacie. Nie ma żadnego „socjalnego rządu”. Pojedyncze, niewielkie gesty tego nie zmieniają. Dalej mamy patologiczną formę rynku pracy na którym np. umowa o pracę jest traktowana przez rządzących jak forma kary.

Xavier Woliński