Porozumienia Sierpniowe, czyli o co naprawdę walczyli robotnicy

Libki „świętują” rocznicę podpisania tzw. Porozumień Sierpniowych pomiędzy rodzącą się „pierwszą Solidarnością” a rządem PRL. Tusk już się odezwał, że ówcześni robotnicy walczyli z ówczesnym PiS. Więc wiadomo, robotnicy walczyli o „kapitalizm i złotą młodzież z campusu Polska”.

Tak się składa, że pochodzę ze „świadomej” rodziny robotniczej, która dokładnie pamięta o co np. mój ojciec wówczas walczył. Oczywiście perspektywa studenta Tuska była zapewne całkowicie odmienna, ale przypominam, że mówimy o proteście robotników, a nie organizacji studenckiej z uczelni gdańskiej. Przypomnieć warto część postulatów sierpniowych Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego:

– Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych

– Zagwarantowanie prawa do strajku oraz bezpieczeństwa strajkującym i osobom wspomagającym.

– Wypłacić wszystkim pracownikom biorącym udział w strajku wynagrodzenie za okres strajku jak za urlop wypoczynkowy z funduszu CRZZ.

– Zagwarantować automatyczny wzrost płac równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza.

– Wprowadzić zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej, oraz znieść przywileje MO, SB i aparatu partyjnego poprzez: zrównanie zasiłków rodzinnych, zlikwidowanie specjalnej sprzedaży itp.

– Obniżyć wiek emerytalny dla kobiet do 50 lat, a dla mężczyzn do lat 55 lub [zaliczyć] przepracowanie w PRL 30 lat dla kobiet i 35 lat dla mężczyzn bez względu na wiek.

– Poprawić warunki pracy służby zdrowia, co zapewni pełną opiekę medyczną osobom pracującym.

– Zapewnić odpowiednią liczbę miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących.

– Wprowadzić urlop macierzyński płatny przez okres trzech lat na wychowanie dziecka.

– Skrócić czas oczekiwania na mieszkanie.

– Znieść ceny komercyjne (!) i sprzedaż za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym.

Ten ostatni tutaj punkt stanowi ciekawą kwestię. Ceny komercyjne PZPR wprowadziła w 1976 roku i miały niejako one stanowić reprezentację cen rynkowych, co spowodowało wzrost cen części towarów i w efekcie m.in. doprowadziło do protestów robotniczych. To Solidarność domagała się wprowadzenia kartek i ścisłej kontroli rynku. Do prywatyzacji i urynkowienia dążyła większość technokracji PZPR. Co zostało zrealizowane po rozjechaniu Solidarności czołgami w czasie Stanu Wojennego.

Tak więc opowieść o pierwszej Solidarności nie spodoba się ani fanom PZPR ani fanom Balcerowicza. De facto obie frakcje dążyły do tego samego. Po rozbiciu Solidarności w podziemiu została dziwna hybrydowa struktura paru tysięcy głównie inteligentów, którzy zaczytani w bibule przerzucanej często na zamówienie amerykańskich ośrodków wywiadowczych chłonęli tych wszystkich Miltonów Friedmanów i z tego wyłonili się potem tacy „Tuskowie”.

Ale to tylko część historii. Po zduszeniu autentycznego robotniczego buntu przeciwko „komercjalizacji” i technokracji partyjnej, państwowo-partyjna biurokracja miała już otwartą drogę do urynkowienia i przekształcenia się w klasę kontrolującą środki produkcji de facto w klasę kontrolującą je de iure bez żadnego ideologicznego balastu (Jerzy Urban mówił wprost: nikt w żaden komunizm czy socjalizm w PZPR już nie wierzył we władzach, liczyła się „racja stanu”).

I zaczęły się poszczególne „etapy reformy” i wprowadzanie najzwyklejszego kapitalizmu, zwłaszcza w drugiej połowie lat 80. Bez tego nie da się zrozumieć „fenomenu” okrągłego stołu (bez popadania w prawicowe teorie spiskowe). To wszystko miało materialne podstawy. Technokracja PRL chciała się uwłaszczyć na majątku wspólnym, resztki Solidarności, które obalić mogły co najwyżej flaszkę w podziemiu, szukały możliwości wypłynięcia i wzięcia udziału w tym festiwalu łupieżczym, swego rodzaju „pierwotnej akumulacji”.

I tu się interesy okazały zbieżne. Technokraci PRL potrzebowali uwiarygodnienia się przed zachodnim kapitałem i tzw. Zachodem i dlatego potrzebowali takiego listka figowego w postaci inteligentów zaczadzonych amerykańską bibułą, żeby robili za parawan. No i potem poszło. Oczywiście gdzieś tam potem się pokłócili i historia poszła swoim torem, ale zasadnicze zadanie zostało wykonane ponad podziałami. Lata 90. to czas „sprzątania” ze strony zarówno AWS-UW, jak i SLD. Aparaty obu konglomeratów włożyły ogromne środki w pacyfikację robotników, którzy byli jedyną realną siłą, która mogła ten układ wywrócić.

No i teraz została taka pokraczna Solidarność, oraz libki, które przepisują na nowo historię, że w zasadzie mój ojciec, tokarz z dużego zakładu na Śląsku, w zasadzie walczył o kapitalizm, wolny rynek i o to, żeby się na majątku jego firmy uwłaszczyły „białe kołnierzyki” z biurowca stojącego kilkaset metrów od ich hali (co się dokładnie stało po wprowadzeniu tzw. akcjonariatu pracowniczego. Dyrekcja wykupiła większość akcji i wyprowadziła majątek z firmy, co jak opisuje prof. Jacek Tittenbrun w swoim czterotomowym opus magnum, działo się na masową skalę w całym kraju).

Tak to wyglądało w skrócie. A punkty wybrałem te, które mogą mieć jakieś odniesienie do obecnej rzeczywistości. Możecie porównać je z tym, co opowiadają teraz o tych czasach libki, pisowcy, „postkomuchy” i inni zdrajcy klasy pracującej. Wszyscy niemal tę historię zakłamali.

Xavier Woliński