Wczoraj Tusk został ponownie obwołany szefem PO. Trzaskowski próbował stanąć do walki, ale mu to zablokowali baronowie i rozwiali wszelkie wątpliwości, że jakakolwiek demokracja w partii jest możliwa.
Taki obraz PO. Tusk wiele opowiadał o dyktaturze PiS, ale sami wewnątrz PO specjalnie nigdy się demokracją nie przejmowali. Kultura organizacyjna w partii zawsze potem przekłada się na formę rządzenia. Myślenie o polityce nie kończy się wyłącznie w ramach partii, ale przenika całą strukturę w której dana organizacja zdobywa większość. PO także była w trakcie rządów dość autorytarna. Po pałki policyjne chętnie sięgała (kto kupił nielegalny LRAD dla policji? No kto?). Tusk nie znosi sprzeciwu i konkurencji o władzę. Podobnie jak Kaczyński. W tym zupełnie się nie różnią. Fan Franco i Pinocheta, jakim się Tusk ogłaszał, pozostanie w środku zamordystą, choćby na wszelkie sposoby odmieniał słowo „demokracja”.
To jak potraktowano Trzaskowskiego teraz w partii, jak traktują go publicyści liberalni teraz świadczy o poziomie moralnym i intelektualnym tego środowiska. Dzisiaj w Tok FM wręcz się pastwili nad nim. Jeszcze rok temu reklamowany był jak „nowoczesny, oczytany, świetnie przygotowany do rządzenia lider”. Dziś słyszymy od tych samych osób, że „się zużył” (Tusk się natomiast rzekomo jest świeżutki), że strzela focha, bo nie chciał się poddać autorytarnej decyzji. Od Budki miał usłyszeć, że „wybory odbędą się dopiero wtedy, kiedy będzie to opłacalne dla partii, a nie dla niego”. W sensie, że demokracja to będzie wtedy w partii, jak kierownictwo zdecyduje, że ma być demokracja, bo się im będzie to opłacać.
To jest niesamowite. Wczoraj księciunio, a dzisiaj przychodzi Tusk, robi „pstryk” i księciunia nie ma. Problem w tym, że ta strategia wyjałowienia partii z konkurentów Tuska już raz przyniosła katastrofalne skutki, kiedy mu zaproponowano bardziej prestiżowe stanowisko i po prostu sobie pojechał na europejskie salony. Teraz może znowu zmienić zdanie, a co najważniejsze, może po prostu nie zrealizować marzeń betonu PO-wskiego o powrocie na szczyty.
I to jest właśnie ich mental. Niektórzy niezbyt lotni publicyści zachwycają się retorycznymi popisami Tuska, że to takie wspaniałe, cudowne, odświeżające. Gdzie, się pytam? Owszem, umie mówić płynnie i z patosem. Ale to potrafi każdy dziennikarz czy rzecznik prasowy po dobrym szkoleniu. Treść natomiast była jak nie z tej epoki. 80 procent przemówienia było o manichejskim starciu PO-PiS. PO musi wygrać, bo PiS jest zły. Koniec tematu, można się rozejść. No ludzie, mamy rok 2021, nie 2007.
Zapowiedział natomiast walkę z „daninami i drożyzną”. No ja wiem, będą walczyć jak zwykle z daninami dla bogatych, a niezamożnym znowu podwyższą VAT (tak panie Tusk, ja mam pamięć słonia i pamiętam kto „na chwilę” podniósł ten podatek). Z drożyzną natomiast nie da się „walczyć”, jeśli nie zrobi się radykalnych kroków w kwestii katastrofy klimatycznej, bo za podwyżki cen żywności w większości odpowiadają właśnie zaburzenia na tym tle. A to dopiero początek i będzie mocno trzęsło.
Jak temu zaradzić? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że trzeba walczyć z „długiem publicznym”. I inne historie z neoliberalnego elementarza.
Większość PO-wców i związanych z tą partią na sztywno publicystów była zachwycona. Znowu są młodzi, znowu mają 30 lat. Tusk prowadzi ich do zwycięstwa. Jest jak dawniej.
Czy oni naprawdę są tak nieogarnięci? Czy po prostu pragnienie przesłania im oczy i nie potrafią myśleć już poprawnie.
Xavier Woliński