Ceny mieszkań znowu wzrosły. Jak rozwiązać problem?

Wzrosty wynosiły od niespełna 2 proc. we Wrocławiu, Warszawie i Poznaniu do 3 proc. w Krakowie i aż 3,7 proc. w Gdańsku.

Do Polski wkraczają coraz śmielej fundusze inwestycyjne, które w celach spekulacyjnych wykupić potrafią całe osiedle jeszcze przed rozpoczęciem budowy. To dodatkowo podbija ceny do sufitu.

Wiele osób może po prostu zapomnieć o swoim mieszkaniu i raczej powinniśmy się zastanowić co zrobić, żeby te ceny częściowo zbić, a jednocześnie rozwinąć rynek najmu dla niezamożnych.

Odpowiedź jest dość oczywista. Trzeba rozwijać mieszkalnictwo komunalne i spółdzielcze ze wsparciem funduszy publicznych. Tutaj nie ma żadnej wielkiej filozofii.

Mieszkalnictwo komunalne ma gotową infrastrukturę, która po modernizacji sposobu zarządzania, może skalować się odpowiednio do potrzeb. Nie trzeba tworzyć żadnych nowych instytucji. Dodatkowo gminy mają wciąż jeszcze dostęp do czegoś na czym m.in. poległ państwowy program Mieszkanie Plus. Dostęp do ziemi w miastach.

Mieszkalnictwo komunalne nie jest jedynie dobrem dla osób je zamieszkujących, ale także dla wszystkich innych lokatorów, a także osób, które chcą kupić mieszkanie. Dlaczego? Ponieważ zbijają ceny najmu i obniżając popyt ograniczają też wzrost cen zakupu mieszkania. Generalnie opłaca się to wszystkim. Poza oczywiście „inwestorami”, którym zależy na tym, żeby ceny mieszkań rosły bez końca.

Próbowałem się zorientować, dlaczego coś co jest tak oczywiste, jest pomijane. Ciągle kombinuje się z jakimiś dziwnymi tworami, dotacjami do kredytów (czyli dopłatami do banków), TBS-ami i innymi mniej lub bardziej skomplikowanymi formami prawnymi, kiedy rozwiązanie jest znane od dawna i przy odpowiednim poziomie finansowania, nie tak trudne do realizacji.

Odpowiedź jest taka, że po pierwsze. We władzach wszelkich szczebli jest nieproporcjonalnie wielu takich właśnie „inwestorów”. Im się rozwój mieszkalnictwa tego rodzaju nie opłaca, bo biznes oparli na nieustannym wzroście cen. Dodatkowo oczywiście opakowane jest to w ideologiczne „argumenty”, że mieszkalnictwo komunalne to jest „patologia”, „przeżytek komuny”, że nas „nie stać”. No i jest też kwestia pokoleniowa. Rządzą ludzie, którzy uwłaszczyli się na majątku wspólnym, PRL-owskich mieszkaniach (które potem czasem sprzedali i kupili większe, ale na wkład starczyło). Jest więc przepaść zarówno na poziomie interesów (czyli najtrudniejszy punkt, bo jeśli lokatorom się poprawi, to dla tych ludzi będzie oznaczało finansową stratę), ideologii, a także pokoleniowego doświadczenia.

Często ci sami politycy jednocześnie w kolejnym zdaniu potrafią narzekać na „kryzys rodziny”, „wymieranie Polski” itd. Jakoś im się te punkciki nijak nie łączą. Jedno wynika w dużym stopniu z drugiego. Jeśli nie masz perspektywy, że np. w ciągu najbliższych 10 lat stać cię będzie na dobre do założenia rodziny mieszkanie, to jej nie zakładasz. Pokój w wynajmowanym mieszkaniu to nie jest żadna oferta.

Moim zdaniem organizacje lokatorskie powinny przejść do nowej fazy i zająć się lobbingiem na rzecz mieszkalnictwa komunalnego. Nie jedynie defensywa, ale ofensywa ideowa i programowa.

To jest wyzwanie na następne 10-20 lat. Partie i władze ewidentnie same tematu nie ogarniają.

Xavier Woliński