Niemal 9 proc. zatrudnionych mieszkańców Polski pracowało zdalnie w 2020. To wzrost o kilka punktów procentowych – wynika z danych Eurostatu.
Eurostat sprawdził również, jak wyglądała sytuacja na rynku pracy w zależności od płci i wieku. Okazało się, że w 2020 r. więcej kobiet (13,2 proc.) pracowało zdalnie, niż mężczyzn (11,5 proc.). Co więcej, osoby w wieku 15-24 lat rzadziej wykonywały swoje obowiązki zawodowe z domu (6,4 proc.), a na pracę zdalną najczęściej były kierowane osoby dorosłe w wieku 25-49 lat (13 proc.). Tymczasem w najstarszej grupie wiekowej 50-64 lat, odsetek pracowników pracujących zdalnie wyniósł 12,4 proc.
Z tych danych wynika, że nie doszło do „rewolucji” pracowniczej i nie wszyscy poszli pracować zdalnie. Oczywiście ta „rewolucja” odbyła się punktowo w niektórych branżach. I tam pewnie już obraz pracy zmieni się na zawsze.
Widać też, że najmłodsi pracownicy zatrudnieni głównie w usługach i „bezpośrednim” kontakcie z klientem najmniej przerzuceni zostali na pracę zdalną.
Pewien umiarkowany sceptycyzm nie jest zaskakujący, biorąc pod uwagę, że około 30 proc. pracowników regularnie pracuje w nadgodzinach w o wiele większym stopniu, niż miało to miejsce przed pandemią. Kapitał nauczył się już wykorzystywać sytuację, gdzie nie ma granicy pomiędzy „pracą a domem”. Części osób to odpowiada (ze względu na wykonywany zawód albo sytuację prywatną), ale wiele osób woli nie porzucać całkiem biurka w firmie, bo obawia się, że całkowite przejście na zdalne będzie oznaczało, utracenie kontaktu z innymi pracownikami, a co za tym idzie spowoduje, że zostaną sam na sam z pracodawcą, który bardzo często wykorzystuję tę relację władzy do powiększania czasu pracy pracownika, bez adekwatnego wzrostu pensji.
Dlatego do tego rodzaju „nowinek” należy podchodzić ostrożnie i wypracowywać nowe formy organizowania się świata pracy w zmieniających się warunkach technologicznych.
Xavier Woliński