Prywatne zawsze lepsze?

Pałac w Głogówku, fot. wolnelewo.pl

W sieci wyświetlił mi się zachwyt komentatorów wyrażany pod zdjęciem pokazującym efekty remontu barokowego pałacu w Chróstniku (Schloss Brauchitschdorf) na Dolnym Śląsku. Pałac sobie kupił bogaty Polaki i dość wiernie wyremontował.

A pod zdjęciem prawdziwy festiwal zwolenników prywatyzacji. Jeden napisał, „prywatne zawsze lepsze, kiedy ludzie to zrozumieją”. No, na Dolnym Śląsku (jeśli ktoś interesuje się historią) tak nie do końca widać tę „oczywistość”. Mój ulubiony przykład dotyczy stolicy regionu. We Wrocławiu latami niszczała zabytkowa kolumnada i reszta zabudowy Wzgórza Partyzantów (wzgórze Liebicha), właśnie w wyniku prywatyzacji. Parę lat temu udało się miastu je odzyskać i wreszcie rozpoczął się remont.

Generalnie to jest pewien symbol, ponieważ ludzie nawet nie zdają sobie sprawy z tego, ile zabytków właśnie popadło w ruinę po prywatyzacji, a nie przed. Wcześniej mieściła się np. w danym pałacu administracja PGR, albo szkoła, etc. Jako że jednak po przejściu na kapitalizm ideologicznie uznano właśnie, że prywatne zawsze lepsze, sprzedawano je za grosze. I kupowali te zabudowania ludzie „na wszelki wypadek, bo może się drogo sprzeda”, ale nie stać już ich było na remont. Więc mnóstwo zabytków zwyczajnie się rozpadła, a właściciel przepadł.

Innym przykładem może być zamek Oppersdorffów w Głogówku. Po prywatyzacji zamek niszczał, ale gmina go odzyskała i zdobyła środki na remont. Jednak nagle pojawił się inny właściciel, który chce go odzyskać i rozpoczęła się batalia sądowa. Tymczasem w ostatnich latach państwo, samorząd województwa i władze gminy zainwestowały w niego blisko 10 mln zł, dzięki czemu rezydencja została zabezpieczona przed dalszą degradacją.

Ile zabytków by popadło w ruinę, gdyby nie środki gminne, krajowe, czy unijne na ich ratowanie, czy utrzymanie? Często prywatne osoby lub firmy biorą te pieniądze, a potem chwalą się, że to one wyremontowały.

No i fajnie, bogaci odbudowują sobie rezydencje, które można sobie obejrzeć na zdjęciach w Internecie, bo często są ogrodzone i nawet przez parkan nie pooglądasz. Tyle radości. Takich miejsc, które kiedyś były dostępne, a obecnie ściśle ogrodzone jest sporo.

A wracając do pałacu w Chróstniku, w PRL pełnił funkcję szkoły rolniczej i internatu. Niestety został uszkodzony w wyniku pożaru. Zanim jednak doszło do remontu „sprytni ludzie” podjęli „prywatną inicjatywę” i zaczęli sobie go sami „prywatyzować” dewastując i rozbierając.

Przy czym warto pamiętać, że kiedy się dysponuje środkami publicznymi zawsze powstaje dylemat, czy warto ładować miliony w odbudowę pałacu, któremu trzeba będzie wymyślić jakąś funkcję, a potem utrzymywać, czy lepiej np. w ochronę zdrowia czy budownictwo mieszkaniowe. Bogaci takich dylematów nie mają.

Xavier Woliński