„Lex Czarnek a w szkołach lewactwo!” Dzisiaj znowu pan z muszką, którego nazwiska celowo nie wymieniam, zrobił „furorę”. Jego wpis o tym, że Czarnek promuje „feminizację” i załamuje ręce nad tym, że „chłopcy nie będą mieli gdzie się nauczyć męskich, agresywnych postaw”, bo ciągle w szkołach uczą nauczycielki „nawet matematyki”, rozchodzi się jak ciepłe bułeczki. Jedni ganią inni chwalą.
Jak się produkuje dyskurs i przeciąga w „słuszną” stronę? Lansuje ultraradykałów z prawej strony, jak dajmy na to właśnie pewien pan z muszką, żeby Czarnek wyglądał na centrystę. Dodajmy, że to nie jest niszowy bloger, ale człowiek zapraszany do czołowych mediów i stały felietonista gazetowy.
Jego rozumiem, leci po bandzie, bo robi na tym pieniądze, ale ktoś mu te pieniądze daje za pisanie ultraradykalnych tekstów i wręcz zachęca, żeby uderzał „mocniej”.
Tymczasem po lewej spróbuj trochę wychylić się poza domninujący dyskurs i dostaniesz po głowie i to od samych „lewicowców”. Spróbuj mocniej coś skomentować, skrytykować, to ci powiedzą, że „przez ten radykalizm odstraszasz ludzi od idei lewicowych”. Dotyczy to tekstów zarówno dotyczących gospodarki, jak i innych kwestii społecznych.
Jest tymczasem dokładnie odwrotnie. Panuje „zakaz myślenia” i autocenzura. Lewica stała się pudlem salonowym, która sama boi się własnego cienia. Miałką, potrzebną nikomu masą upadłościową złożoną w dużym stopniu z ludzi, którzy bardzo chcieliby zrobić gdzieś w prawicowym świecie kariery, więc sami się „przycinają” do dominujących wymogów.
Umiarkowane reformy mogą robić liberałowie czy konserwatyści, nie potrzeba do tego lewicy. Zawsze je robili. Może więc czas, poszukać swoją utraconą tożsamość, swoją utraconą tradycję, język, idee i praktykę. I nie bać się przywalić pięścią w stół. Nie bać się urazić czyichś konserwatywnych uczuć. Nie bać się przestraszyć bogatych i wpływowych. Nie bać się trzymających władzę w mediach, kulturze, gospodarce i polityce.
Niech się zaplują. Na pana w muszce też plują i tylko od lat mu to pomaga w zasięgach. Niech się zaplują, tylko niech nie przekręcają nazw i pojęć.
Nie mamy nic do stracenia. Nie musimy w niczym się ograniczać, ani słuchać pudli salonowych, co to straszą „widmem Szeli” na łamach Polityki czy innej Wyborczej. Strategia takich „doradców lewicy” i we własnych oczach „wybitnych strategów” praktycznie lewicowy dyskurs wyzerowała. Może już dość tych geniuszy?
Xavier Woliński